W Polsce nadal mają się dobrze zwyczaje sprzed afery Rywina. Spotkania bez wizytówek, pośrednicy, nieformalne rozmowy. Brat ministra proponuje zagranicznej firmie rządowe kontrakty, powołuje się na wpływy wśród urzędników. Klasyczna patologia. Historia ta po raz kolejny, trzeba przyznać, w dobitny sposób pokazuje, jak w Polsce robi się interesy.
Menedżerowie austriackiej spółki potwierdzili to wszystko dopiero po kilku miesiącach. Czy Dariusz Drzewiecki, brat wpływowego ministra, wykorzystał rodzinne związki do zwykłego oszustwa na własną rękę? Może i wiele na to wskazuje. Sprawdzi to zapewne prokuratura.
Ale opisana przez nas historia pokazuje coś więcej. Obnaża biznesowe standardy. Bo dlaczego menedżer austriackiej firmy miałby zmyślać, mówiąc: „Takich ludzi przychodzi do nas mnóstwo. I zwyczajowo się z nimi spotykamy, bo mogą mieć ciekawe propozycje”. Jeżeli to zdanie jest prawdziwe, to znaczy, że ciągle tkwimy po uszy w starych czasach.
Wokół firm krążą załatwiacze za „3 procent”. I część z nich ma ciekawe propozycje. A poważne firmy spotykają się z takimi „lobbystami”. Bo takie są zwyczaje. I celowo nie będę w tym miejscu pisał, że to trzeba zmienić itd. Bo szkoda słów.