PLL LOT wynajęły dodatkowe samoloty z załogami, by zapewnić ciągłość połączeń na wypadek problemów, gdyby piloci i stewardesy LOT-u uczestniczący w strajku związków zawodowych, uniemożliwili wykonywania rejsów zgodnie z planem - powiedział w piątek dyrektor biura komunikacji LOT Adrian Kubicki.

"W tym momencie dla LOT +pracują+ dwa dodatkowe samoloty, Boeingi 737 - jeden dzierżawiony od linii Blue Air, drugi od linii Travel Service" - powiedział Kubicki.

Podkreślił, że PLL LOT realizują połączenia własną siatką połączeń. "Samolotami, które do nas należą, samolotami, które leasingujemy, i za które płacimy raty leasingowe, samolotami, które dzierżawimy na co dzień od innych linii lotniczych, m.in Nordica czy Blue Air" - podkreślił. Wyjaśnił, że w "sytuacjach trudnych" branża lotnicza wspomaga się wzajemnie. "Jeśli jest możliwość pozyskania z rynku samolotu, który posłuży do wykonania połączeń, to takie działania są podejmowane" - przekonywał.

Kubicki podkreślił, że zdecydowanie bardziej opłaca się wynająć samoloty i dzięki nim wykonać planowe rejsy z pasażerami, niż je odwoływać. "I być może potencjalnie wypłacać tym pasażerom odszkodowania, mając jeszcze szkodę wizerunkową w postaci tego, że pasażerowie nie dotrą z miejsca A do miejsca B" - tłumaczył.

Według Kubickiego LOT obsługuje rejsy zgodnie z planem. "Ze względu na strajk nie został odwołany żaden rejs dzisiaj, żaden rejs wczoraj" - wyjaśnił.

Zaznaczył, że na każdego pracownika, który rezygnuje z pracy ze względu na strajk "przypada wiele osób, które decydują się rezygnować ze swojego wolnego czasu, po to, by firma mogła normalnie funkcjonować".

Jak powiedział, w odbywającej się w piątek pikiecie przed siedzibą LOT uczestniczy ok. 30 osób. "Nie mamy do czynienia z sytuacją, w której odbywa się legalny strajk. (...) Tutaj dochodzi do nielegalnego protestu" - podkreślił. Zaznaczył, że pracowników i współpracowników w LOT jest ok. 3 tys. "i oni normalnie wykonują swoje obowiązki".

"Będziemy dyskutowali ze związkami zawodowymi, taki jest nasz obowiązek" - zadeklarował Kubicki. Dodał, że w firmie działają nie tylko dwa związki zawodowe, których przedstawiciele protestują lecz sześć zawiązków.

Jak powiedziała w piątek dziennikarzom wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) Agnieszka Szelągowska, pracownicy LOT strajkują od czwartku, od 5 rano. "Celem strajku jest przywrócenie do pracy niezgodnie z prawem zwolnionej przewodniczącej ZZPPiL Moniki Żelazik. "Oczekujemy wprowadzenia sprawiedliwych regulacji pracy, ponieważ w LOT od kilku lat nie obowiązuje żaden regulamin wynagradzania" - podkreśliła.

Jak wyjaśniła ponad 1 tys. osób w firmie jest zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych. "Te rejsy, które się dzisiaj odbywają są wykonywane głównie rękami tych osób, ponieważ one nie mają prawa do zrzeszania się i strajkowania. Każde odstąpienie od pracy i nie przyjście na lot skutkuje rozwiązaniem takiej umowy natychmiastowym trybem" - powiedziała.

Szelągowska podkreśliła, że związkowcy są zdeterminowani i będą protestować do skutku. "Oczekujemy, że włączy się w tę sprawę pan premier i zrozumie nasze położenie. Panie premierze bardzo pana prosimy o zainteresowanie się sytuacją społeczną w LOT" - zaapelowała.

Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy podjął w ubiegły piątek decyzję o strajku w czwartek od godziny 5 rano. Strajk miał polegać na dobrowolnym, powszechnym powstrzymaniu się od pracy przez protestujących pracowników. Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy został wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot.

Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. (PAP)

autor: Magdalena Jarco