Adam Z. od początku poszukiwań Tylman nie mówił całej prawdy. Utrzymywał, że nie wie, co się z nią stało, a z nami rozmawiał zawsze w obecności prawniczki, co utrudniało pracę - mówił w środę przed sądem b. detektyw Krzysztof Rutkowski, który na prośbę rodziny poszukiwał kobiety.

Sąd Okręgowy w Poznaniu kontynuował w środę proces Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman. Według prokuratury, 23 listopada 2015 r. Adam Z., przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Podczas rozprawy w lutym br., sąd uprzedził jednak strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy - za ten czyn grozi do 3 lat więzienia. Od tego czasu Adam Z. pozostaje na wolności.

W środę przed sądem zeznawał właściciel Biura Doradczego Rutkowski, były detektyw Krzysztof Rutkowski, który na prośbę rodziny prowadził poszukiwania Ewy Tylman. Według świadka, Adam Z. już w początkowej fazie poszukiwań kobiety nie mówił całej prawdy. Oskarżony miał utrzymywać też, że nie wie, co się stało z kobietą, a podczas rozmów z pracownikami biura był nieustannie w obecności radcy prawnego. "Adam powinien być zaangażowany w poszukiwania koleżanki, a nie obstawiać się radcą prawnym. My nie byliśmy dla niego zagrożeniem" - powiedział.

Rutkowski mówił w sądzie, że jego biuro przyjęło zlecenie na poszukiwanie kobiety 25 listopada 2015 roku. Dodał, że czynności detektywistyczne były prowadzone przez osoby z licencją.

"Po zaginięciu Ewy Tylman, kiedy przyjęliśmy zlecenie, moi ludzie nawiązali bezpośredni kontakt z Adamem Z. Rozmowa była utrudniona, ponieważ Adam Z. był przez cały czas w obecności radcy prawnego, kobiety. Istniała więc blokada między oskarżonym a moimi ludźmi. Następnego dnia przyjechałem osobiście do Poznania" - relacjonował Rutkowski. Dodał też, że ciągła obecność prawniczki, również podczas późniejszych rozmów i czynności z Adamem Z., uniemożliwiała swobodną rozmowę z oskarżonym, jak i prowadzenie poszukiwań.

B. detektyw mówił, że na początku pracownicy biura skupiali się na drodze, jaką pokonała Ewa Tylman z Adamem Z. "Po przeprowadzonej rozmowie z Adamem Z. i weryfikacji informacji, jak również jego zachowaniu, uznałem, że Adam Z. kłamie, a z pewnością nie mówi nam wszystkiego" - podkreślił.

"Uznałem, że musimy złożyć notatkę do właściwej jednostki policji, wskazując, że Adam Z. może mieć związek z zaginięciem Ewy Tylman, jak również może posiadać informacje, co się stało z ciałem Ewy Tylman. Przyjmowaliśmy, że mogło dojść do utonięcia, dlatego prowadziliśmy czynności w wodzie. Przekazaliśmy policji, że według nas ta wersja jest najbardziej prawdopodobna" - dodał.

Rutkowski mówił także m.in. o podejmowanych czynnościach poszukiwawczych oraz o okolicznościach, w jakich przeprowadzano badanie wariografem. "Z tego, co pamiętam, biegły, który przeprowadzał to badanie, nie odniósł się jednoznacznie do tego, czy Adam Z. jest winien działania, które mogło doprowadzić do śmierci Ewy Tylman. Ja nie brałem pod uwagę zabójstwa, a bardziej - nieudzielenie pomocy" - mówił.

Dodał, że na nagraniach z monitoringu widać było, że Ewa Tylman była bardziej pijana, i do "nieszczęśliwego wypadku" mogło dojść również przez alkohol.

"Adam Z. nie przyznał się do niczego. Mówił, że był z Ewą, ale nie wiedział, co się z nią stało i co się wydarzyło. Z zapisów monitoringu wynikało jednak, że Adam Z. prowadził rozmowę telefoniczną (...) i czytając i oceniając zachowanie Z., widać było, że zachowuje się nerwowo, sprawiał wrażenie, że jest już trzeźwy. Wydawało się, jakby osobę, z którą rozmawiał, informował o swojej tajemnicy" - zaznaczył.

Rutkowski zarzucał w środę funkcjonariuszom, że policja nie skupiała się na informacjach, jakie im przekazywali, ale na samych pracownikach biura. Przypomniał, że w tej sprawie jeden z jego pracowników został "bezpodstawnie i niesłusznie oskarżony o składanie fałszywych zeznań". W pewnym momencie sędzia Magdalena Grzybek przerwała jednak świadkowi i zaznaczyła, że konflikt między jego biurem a organami ścigania "jest zapewne istotny" dla świadka, ale "nie ma znaczenia dla tej sprawy ani dla jej rozstrzygnięcia".

Brat Ewy Tylman, Piotr, podczas rozprawy mówił natomiast, że były detektyw "miesza się w swoich zeznaniach", nawiązując choćby do liczby wersji, jakie Rutkowski miał brać pod uwagę przy poszukiwaniach kobiety. Były detektyw zaprzeczył i podkreślił, że "jedyną prawdopodobną wersją", którą biuro brało pod uwagę, było utonięcie. Piotr Tylman powiedział mediom w sądzie, że patrząc na sprawę z perspektywy czasu, ocenia, że angaż Rutkowskiego w sprawę "był największym błędem". "W celu poszukiwania Ewy zawarliśmy +pakt z diabłem+. Teraz tego żałujemy, i uważamy za wielki błąd" - powiedział.

W środę przed sądem zeznawał także funkcjonariusz policji Arkadiusz K. Aby uniemożliwić jego rozpoznanie, policjant zeznawał w kominiarce. Jak mówił, zajmował się sprawą Ewy Tylman i uczestniczył w jednym z eksperymentów procesowych. Dodał, że miał wówczas możliwość rozmowy z Adamem Z.

"W sensie procesowym nie przesłuchiwałem Adama Z. Oskarżony w rozmowie bezpośrednio po jego zatrzymaniu przedstawiał różne wersje zdarzenia, to samo miało miejsce podczas eksperymentu procesowego. Na początku mówił, że rozstał się z Ewą Tylman w okolicy mostu Rocha. (...) Były też takie wersje, że nic ze zdarzenia nie pamięta (...) Słyszałem również o wersji oskarżonego, że wrzucił Ewę Tylman do Warty" - powiedział świadek. Adam Z. miał także powiedzieć policjantom, że "Ewa chyba pomyślała, że chce ją pocałować, i zaczęła uciekać".

"Pamiętam, że oskarżony jak mantrę powtarzał, że kojarzy Ewę, która oddala się od niego w mrok i ma wyciągnięte w jego stronę ręce. (...) Było to tuż po jego zatrzymaniu" - dodał funkcjonariusz.

"Podczas eksperymentu w trakcie przejścia z ul. Wrocławskiej na most Rocha na pytanie prokuratora, co działo się w tym miejscu, Adam Z. powiedział bezczelnie, z uśmiechem na twarzy, że +pewnie działo się to, co zarejestrowały kamery monitoringu+ i rozglądał się, sprawdzając, czy są w tym miejscu kamery" - zaznaczył Arkadiusz K.

Funkcjonariusz powiedział także, że wobec Adama Z. nie stosowano żadnej przemocy, "poza chwytami, jakie były stosowane podczas doprowadzenia oskarżonego do jednostki". Jak mówił, oskarżony nie skarżył się też na złe traktowanie przez policję. "Dzisiaj już to odbieram jako układanie takiej linii obrony, wiadomo, tonący brzytwy się chwyta" - podkreślił.

W środę sąd przesłuchał także Pawła Sz - mężczyzna brał udział w imprezie, która poprzedziła tragiczne zdarzenie nad Wartą. "Gdy wychodziłem z klubu, to Ewa z Adamem siedzieli przy barze i rozmawiali. Poprosiłem kolegę, który był w klubie managerem, żeby miał na ich oko, bo zostają sami i całe towarzystwo już wyszło. Moim zdaniem oni byli pod wpływem alkoholu, ale to nie było takie mocne" - powiedział.

"We wtorek lub środę Adam przyszedł do pracy i rozmawiałem z nim. Mówił, że rozstali się i z tego, co pamięta, to Ewa chyba wsiadła do autobusu. (...) Oskarżonego znałem jakieś 1,5 roku, nigdy nie mówił, by miał jakieś problemy z pamięcią" - mówił świadek. Dodał, że kiedy Adam Z. przyszedł do pracy, był zdenerwowany, miał zadrapania na zewnętrznej stronie dłoni. "Adam chciał sobie nawet kupić farbę do włosów, mówił, że czuje się rozpoznawany" - powiedział świadek.

Jak dodał, ze względu na orientację Adama Z. kobiety w pracy traktowały go jak "koleżankę". Mówił, że oskarżony spośród kobiet z pracy miał najlepszy kontakt właśnie z Ewą Tylman.

Sąd poinformował w środę, że zwróci się do prokuratury w celu rozważenia, czy świadek Paweł P., powiązany z poznańskim półświatkiem, składał przed sądem w maju fałszywe zeznania - na czas jego zeznań rozprawa była utajniona. Jak tłumaczyła sędzia, według pisma z aresztu śledczego, Adam Z. w trakcie przebywania w tym miejscu nie korzystał ze spacerów, co może sugerować, że Paweł P. nie mógł usłyszeć od Adama Z. szczegółów sprawy, jakie świadek przytoczył przed sądem.

Prokuratura wniosła natomiast o zażądanie z aresztu śledczego w Poznaniu uwierzytelnionego odpisu z książki wejść i wyjść lub książki ruchu prowadzonej dla oddziału, w którym przebywał Adam. Z., w celu dodatkowej weryfikacji, czy oskarżony mógł spotkać się podczas spaceru z Pawłem P. Prokuratura wniosła ponadto o przesłuchanie w charakterze świadka kierownika ochrony aresztu śledczego w Poznaniu. Sąd przychylił się w środę do obu wniosków prokuratury.

Adam Z. nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Odmówił składania wyjaśnień przed sądem i odpowiadał wyłącznie na pytania obrony. W trakcie procesu nie podtrzymał też wcześniejszych wyjaśnień przytoczonych przez sąd, w części dotyczącej tego, co się działo po wyjściu z klubu. Twierdzi, że nie pamięta okoliczności, w jakich miała zginąć Ewa Tylman, a do niekorzystnych dla siebie wyjaśnień zmuszali go policjanci. Umorzone wcześniej śledztwo w tej sprawie zostało ponownie podjęte pod koniec kwietnia przez Prokuraturę Okręgową w Zielonej Górze.

Kolejna rozprawa odbędzie się we wrześniu.