To nie była tzw. zbrodnia w afekcie - uznał Sąd Apelacyjny w Białymstoku i skazał w czwartek na 12 lat więzienia mężczyznę, który udusił swego ojca, a zanim uciekł z miasta przez kilka dni mieszkał w mieszkaniu, gdzie pozostawały zwłoki. Wyrok jest prawomocny.

Do zbrodni doszło rok temu w Białymstoku. W śledztwie mężczyzna wyjaśniał, że agresywny i mający wciąż do niego pretensje ojciec zaatakował go, a on tylko się bronił. Po zabójstwie nie powiadomił jednak policji - zwłoki przykrył i jeszcze przez tydzień mieszkał w drugim pokoju.

Potem wyjechał do kuzyna na wieś. W tym czasie sąsiedzi, zaniepokojeni tym, że nie widują starszego mężczyzny, zawiadomili policję, która w mieszkaniu znalazła ciało. Podejrzenia padły na syna, mężczyzna został zatrzymany.

Sąd I instancji przyjął, iż sprawca działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa i skazał go na 12 lat więzienia.

Apelacje złożyły obie strony. Prokuratura chciała 25 lat więzienia, bo nie znalazła żadnych okoliczności łagodzących. Nie uznała za taką okoliczność nawet tego, że sprawca po zatrzymaniu przyznał się, bo w swoich wyjaśnieniach zmieniał wersję zdarzeń co nie pomagało w śledztwie.

Obrona argumentowała, że sąd I instancji nie ustalił rzetelnie przebiegu wydarzeń. W jej ocenie, był to bowiem przykład tzw. zbrodni w afekcie, gdy sprawca działa pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami; chciała kary za takie przestępstwo (zagrożenie od roku do 10 lat).

Podobnie jak pierwsza instancja, sąd apelacyjny uznał, iż nie była to zbrodnia w afekcie, ani przypadek obrony koniecznej, co wpłynęłoby na łagodniejszy wyrok lub wyłączyłoby karalność. Uznał przy tym, iż 25 lat więzienia - jak chciała prokuratura - to kara "eliminacyjna", w tym przypadku zbyt surowa.