Gdy w 2019 roku firma założona przez moich rodziców świętowała swoje 30. urodziny, zaczęłam się zastanawiać, ile jest na rynku firm, które są jej równolatkami. By to sprawdzić wydaliśmy w Fundacji raport „Pionierzy polskiej przedsiębiorczości 1989”. Wynika z niego, że spośród wszystkich firm prywatnych, założonych w 1989 roku, po 30 latach aktywnych było nadal 59 proc. z nich.
To pozytywne zaskoczenie. Sama jestem przedsiębiorcą i wiem z jak wielkim wysiłkiem wiąże się prowadzenie firmy. Jednocześnie warto zdawać sobie sprawę, że większość z nich, które dziś mają około 30 lat, to przedsiębiorstwa rodzinne, przed którymi stoi bardzo ważne i trudne zadanie - sukcesja. Czy firmy rodzinne są na nią przygotowane? Czy nestorzy, po wielu latach prowadzenia działalności, są gotowi przekazać pałeczkę kolejnemu pokoleniu? A przede wszystkim, czy to nowe pokolenie chce podjąć się tak odpowiedzialnego zadania i prowadzić dalej firmę rodziców? Właśnie tej perspektywie chciałabym się przyjrzeć bliżej, opierając się na doświadczeniach trzech kobiet - sukcesorek z firm rodzinnych, a także własnym, bo sama również jestem w procesie sukcesji.
Zuzanna Putka-Twardowska z Piekarni Cukierni Putka przyznaje, że myśl o dołączeniu do rodzinnej firmy towarzyszyła jej od zawsze. Najpierw jednak chciała zdobyć doświadczenie poza nią. Na piątym roku studiów pracowała jako przedstawiciel handlowy w piekarni, a później jeszcze w czterech innych miejscach, by ostatecznie zająć się marketingiem na rodzinnym gruncie. Czy od początku wiedziała, że przejmie prowadzenie firmy? W pewnym stopniu była na to gotowa, ponieważ zakład już wcześniej przechodził w ręce kolejnych pokoleń. Zuzanna jest przedstawicielką czwartego pokolenia, które zarządza firmą. Wcześniej robili to jej dziadkowie, a później tata i wujkowie. Z uwagi na to, że przedstawicieli najmłodszego pokolenia jest więcej (oprócz Zuzanny, jest jeszcze jej brat, mąż, a także kuzyni), nie było wiadomo, kto dokładnie obejmie w niej poszczególne funkcje. Ostatecznie dla każdego znalazło się miejsce, a prezesem został brat Zuzanny, Grzegorz Putka. Zuzanna jest natomiast Dyrektorem Marketingu oraz Sieci Własnej. By uniknąć nieporozumień w kwestii sukcesji, właściciele zdecydowali się na stworzenie tzw. konstytucji rodzinnej. Zostały w niej jasno określone sposób zarządzania firmą, podział zysków, zakres obowiązków i kompetencji, a także wybór prezesa i władz. Seniorzy, po przejściu na emeryturę, pełnią dziś funkcję doradców zarządu.
Oficjalne przekazanie w ręce kolejnego pokolenia miało również miejsce w firmie Altom z Gniezna, która istnieje na rynku od 1991 roku. Nestor i założyciel firmy, Waldemar Żurowski, przekazał stery firmy w ręce córki, Pauliny Żurowskiej-Wrzesińskiej, która jest z nią związana od 15 lat. Choć z wykształcenia jest chemiczką, to szybko zorientowała się, że to marketing jest jej prawdziwym powołaniem i postanowiła swoimi kompetencjami w tym obszarze wesprzeć rodzinną firmę. Paulina Żurowska-Wrzesińska przyznaje, że nie była do końca przekonana czy chce zostać sukcesorką w rodzinnej firmie. Gdy usłyszała to pytanie od swojego taty, poprosiła o czas do namysłu. I chyba również dzięki temu, że nie czuła wtedy ;presji z jego stronnym podjęła decyzję, że będzie kontynuowała dzieło swoich rodziców. Jak wspomina, wiele lat zajęło jej pogodzenie się z tym, że nigdy nie będzie taka jak tata, który jest dla niej niedoścignionym autorytetem. Zrozumiała, że wręcz nie powinna taka być, tylko prowadzić firmę po swojemu. Bo jak mówi- nazwisko już ma, teraz musi zawalczyć o imię.
Obecna prezeska zarządu podkreśla, że sukcesja w firmie Altom nie wydarzyła się z dnia na dzień i że był to proces, do którego trzeba się bardzo dobrze przygotować. Jeżeli sukcesor nie jest przekonany, że to jest właściwy moment po kątem życiowym czy emocjonalnym do przejęcia sterów w firmie, to nic z tego nie wyjdzie. Bez zaangażowania, otwartości i konsekwencji w działaniu nie będzie jej zdaniem sukcesu sukcesyjnego. To absolutny fundament. Pomocne może być również wsparcie profesjonalnego doradcy, który pomoże przygotować się do procesu sukcesji nie tylko pod kątem prawnym, ale przede wszystkim emocjonalnym.
Zapytana o to czy myśli o tym, by przekazać firmę swojemu synowi (który dziś ma niespełna 3 lata), odpowiedziała, że oczywiście jeśli będzie miał ochotę zaangażować się w prowadzenie firmy, to nic nie stoi na przeszkodzie, ale na pewno nie będzie go do niczego zmuszała, tylko zachęcała do realizacji własnych pasji i szukania własnej drogi.
Ona swojej decyzji nie żałuje, choć podkreśla, że rozumie sukcesorów, dla których odnalezienie się w tej roli nie jest proste.
W roli sukcesorki bardzo wyraźnie widziała się za to Ewelina Kosińska. Początek jej historii w firmie rodzinnej wydaje się bardzo podobny do pozostałych, ale zakończenie może nieco zaskoczyć. Ewelina, do niedawna sukcesorka i prezes firmy rodzinnej Majsterpol, produkującej chemię budowlaną, dziś jest już poza firmą i realizuje własne pomysły biznesowe. Jak do tego doszło? Ewelina swoją przygodę z firmą rodzinną zaczęła zaraz po maturze i było to – jak sama przyznaje – bardzo naturalne. Firma byłą bowiem ważną częścią życia całej rodziny, wokół niej kręciło się tak naprawę wszystko.
W firmie pracował również jej brat, więc sprawa sukcesji nie była jednoznaczna. Jednak jak przyznaje Ewelina, gdy dzieci wkraczają do firmy, zaczynają zaznaczać w niej swoją obecność i dość szybko okazuje się kto może, i co więcej, kto chce przejąć firmę. Tak było również w tym przypadku. Różnice charakterów rodzeństwa, a także podejścia do prowadzenia firmy, podczas procesu sukcesji stały się jeszcze bardziej widoczne i generowały konflikty. Na szczęście nestorzy znaleźli rozwiązanie - Ewelina pozostała w firmie matce, stając się oficjalnie sukcesorką, a brat miał prowadzić od zera nową gałąź firmy w ramach planów dywersyfikacji.
Przy procesie sukcesji firma Majsterpol, podobnie jak firma Altom, skorzystała ze wsparcia profesjonalnej firmy doradczej. Czy dzięki temu było łatwiej? Ewelina Kosińska mówi, że łatwiej zdecydowanie nie było. Firma doradcza wskazała natomiast szereg kwestii, o jakich trzeba zdecydować, opowiedziała o najczęstszych scenariuszach, podzieliła się niektórymi case studies i to tyle. A może aż tyle, bo pewnie gdyby nie doradztwo, wielu spraw członkowie rodziny mogliby nie wziąć pod uwagę. Pewna jest natomiast inna rzecz, którą podkreśla Ewelina - firma doradcza nie podejmie za nikogo decyzji ani nie weźmie odpowiedzialności za ostateczny rezultat. Warto o tym pamiętać, by później nie być rozczarowanym.
Mimo profesjonalnego podejścia do tematu sukcesji i rozpoczęcia tego trudnego procesu, plany związane z kontynuacją rodzinnego biznesu uległy zmianie i ostatecznie firma została sprzedana. Co wpłynęło na taką decyzję? Eweliny podkreśla, że głównym powodem była chęć ratowania rodziny zamiast firmy. Z czasem nieporozumienia i wzajemne, niezrealizowane oczekiwania rosły, co zaczęło mieć realny wpływ na więzi pomiędzy członkami rodziny. Po szeregu trudnych rozmów i demokratycznym głosowaniu, rodzina zdecydowała się sprzedać firmę.
Czy w takim razie można uznać, że w firmie Majsterpol sukcesja zakończyła się sukcesem? Jestem przekonana, że tak. Na spotkaniach z przedsiębiorcami zawsze powtarzam, że sukcesja to nie zawsze przekazanie firmy dzieciom, ale to przekazanie firmy w dobre ręce. Jeśli więc rodzina zdecydowała, że lepiej im będzie poza firmą i nie żałują swojej decyzji, to można im tylko pogratulować. Bo ocalili nie tylko swoją rodzinę, co sami podkreślają, ale również firmę, która działa na rynku, generuje PKB i jest miejscem zatrudnienia dla wielu osób. To zdecydowanie można uznać za sukces!