Obwód ługański należy do najbardziej zaniedbanych regionów Ukrainy. Wysoka przestępczość, zapuszczony przemysł, zniszczona infrastruktura to nie wszystko. Region dodatkowo ucierpiał wskutek wojny z Rosją, w wyniku której Ukraina straciła kontrolę nad jedynym większym miastem obwodu, Ługańskiem. Odwiedziliśmy Lisiczańsk, jeden z przemysłowych ośrodków kontrolowanej przez Kijów części regionu.
.
1
Dziś w tym mieście jest tyle symboli, pokazujących jego niewesołą – delikatnie rzecz ujmując – historię i położenie, że nie sposób nie zwrócić na nie uwagi. Choćby jadąc samochodem po drogach, które mają więcej dziur niż szwajcarski ser, a niektóre z dziur samodzielnie łatają taksówkarze. Albo zwalniając na widok psów (nie lisów będących w nazwie miasta), które w tym dużym, acz wyglądającym na niemal puste mieście opanowały lokalne drogi, zupełnie nie przejmując się zasadami ruchu drogowego.
Pod koniec lat 80. miasto zamieszkiwało nawet 125 tys. mieszkańców. Dzisiaj według oficjalnych danych mieszka tam 90 tys. ludzi, ale lokalni aktywiści oceniają, że pozostało ich najwyżej 60 tys. Przyczyn katastrofy demograficznej jest wiele: młodzi wyjeżdżają do bogatszych regionów Ukrainy i za granicę, do tego dochodzi niski przyrost demograficzny i rekordowy na skalę Europy odsetek ciąż kończących się aborcją. Wrażenia wszechobecnej pustki dopełnia socrealistyczna architektura: szerokie prospekty i betonowe place, którymi przechadzają się pojedynczy mieszkańcy. Ale za to w parku w pobliżu ratusza działa bezpłatne wi-fi, a na drugą stronę ulicy można przejść po pasach namalowanych na ulicy nie równolegle, a skośnie.
Dziennik Gazeta Prawna
2
Budynek Reał Banku przy jednej z najważniejszych ulic miasta. W okolicy znajduje się siedziba władz miejskich, prokuratura, policja i muzeum krajoznawcze. Mimo to bank szuka kupca na gmach.
Dziennik Gazeta Prawna
3
Pamiętający czasy sowieckie sklep spożywczo-przemysłowy w Lisiczańsku. Przed drzwiami wciąż wiszą godziny otwarcia. Drzwi były jednak zamknięte. Przeżywający swoje chwile świetności dawno temu szyld na szczycie budynku powoli rdzewieje, a o dawnych czasach przypominają wyrzeźbione na fasadzie budynku skrzyżowane narzędzia kopalniane (u nas te „młotki” to pyrlik i żelosko). Lisiczańsk jest w końcu miastem górniczym.
Dziennik Gazeta Prawna
4
Pomnik Bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941–1945. Tak w sowieckiej tradycji jest określana II wojna światowa, choć współczesna Ukraina woli odchodzić od dotychczasowej nazwy i ram czasowych konfliktu. Pod pomnikiem tradycyjnie powinien płonąć wieczny ogień. W Lisiczańsku został wygaszony.
Dziennik Gazeta Prawna
5
Przez kilka miesięcy w kopance pracowały dźwigi, buldożery i ciężarówki. Władze zatrzymały sprzęt na czas śledztwa. My zastaliśmy jeden spychacz i dwie opuszczone budki. To miejsce, gdzie przygotowywana była kolejna część nielegalnej kopalni.
Dziennik Gazeta Prawna
6
W 2014 roku Lisiczańsk przez trzy miesiące był pod okupacją kontrolowanych przez Rosję separatystów. W czasie wojny uszkodzono kilkaset budynków, a kilkudziesięciu mieszkańców miasta zginęło. Ale na zdjęciu nie widać wojennych zniszczeń (choć niedaleko podczas okupacji pociski trafiły w ośmiopiętrowy budynek mieszkalny, który spłonął). To teren dawnego zakładu RTI, produkującego specjalistyczny sprzęt z gumy, m.in. taśmociągi dla potrzeb górnictwa. Po lewej widać szkielet dawnego gmachu administracyjnego. Morze ruin było kiedyś cechami. Po stołówce, która stała między cechami a administracją, nie pozostał praktycznie żaden ślad.
Dziennik Gazeta Prawna
7
Zakład doprowadził do bankructwa na długo przed wojną ówczesny gubernator obwodu ługańskiego Ołeksandr Jefremow, wpędzając go w sztucznie wytworzone długi. Polityk Partii Regionów kazał kierownictwu zakładu kupować gaz po zawyżonych cenach od kontrolowanej przez siebie spółki. Po upadku fabryka została rozkradziona. Lokalni aktywiści uważają, że taki był cel doprowadzenia go do bankructwa. Ktoś wykopał metalowe rury, wywiózł cegły, materiały budowlane, a nawet piasek.
Na teren fabryki przez otwartą bramę może wejść każdy. Dym unoszący się nad ruinami na środku zdjęcia świadczy o obecności szabrowników wypalających miedź z kabli. Nasz przewodnik, lokalny aktywista Wołodymyr Syrotin, podczas naszej wizyty na pofabrycznym terenie wezwał do nich policję i dziennikarzy z lokalnej telewizji. Przed szabrem nie uchronił nawet ochroniarz, patrolujący teren fabryki starym, zielonym żyguli.
Dziennik Gazeta Prawna
Reklama
Reklama