W środę przed Sądem Rejonowym Warszawa-Wola formalnie ruszył proces, który w związku z nieujawnieniem informacji publicznej stowarzyszenie Watchdog wytoczyło zarządowi Fundacji Lux Veritas. Stowarzyszenie domaga się kary roku pozbawienia wolności m.in. dla kierującego fundacją o. Tadeusza Rydzyka.

Oprócz niego oskarżeni zostali dwaj pozostali członkowie zarządu - o. Jan Król oraz Lidia Kochanowicz-Mańk. W środę wszyscy zabrali głos przed sądem. O. Rydzyk przekonywał, że w procesie chodzi o odebranie dobrego imienia Telewizji Trwam oraz "niszczenie wszystkiego, co polskie i katolickie".

Środowy termin był już trzecim w tej sprawie. Dotychczas do odczytania aktu oskarżenia nie doszło ze względu na kierowane przez prokuraturę i obronę wnioski. Kolejne, zbliżone do tych oddalonych już wcześniej, złożono również w środę. Prokuratura i obrona wnosiły o umorzenie sprawy.

Uzasadniając swój wniosek, adwokat Lidii Kochanowicz-Mańk mec. Paweł Panek podkreślał, że w przypadku dalszego procedowania aktu oskarżenia pojawią się "poważne wątpliwości dotyczące praworządności tego postępowania". Zaznaczył, że wątpliwości w sprawie ma urząd I prezesa Sądu Najwyższego. Chodzi o wniosek dotyczący niekonstytucyjności niektórych przepisów regulujących dostęp do informacji publicznej skierowany do TK przez I prezes SN Małgorzatę Manowską.

Zdaniem adwokata akt oskarżenia nie ma "uzasadnienia merytorycznego", a samo postawienie w stan oskarżenia jest już "stanem niemalże krytycznym". "Ten akt oskarżenia zmierza do zdemolowania praktyki prawa karnego i podważania SN jako autorytetu" – powiedział, dodając, że sam ocenia go jako "szykanę i ordynarną hucpę".

Sędzia Katarzyna Bień podkreśliła, że wszelkie niedoskonałości aktu oskarżenia będą korygowane przez sąd i badane w trakcie postępowania dowodowego. Kolejne wnioski oceniła jako "quasi-wnioski", w sprawie których sąd nie ma obowiązku orzekać. Wskazując, że na razie oskarżeni nie mieli nawet okazji się wypowiedzieć, sędzia postanowiła o otwarciu przewodu sądowego.

Akt oskarżenia został odczytany przez pełnomocnika Sieci Obywatelskiej Watchdog mec. Adama Kuczyńskiego. Mowa w nim o tym, że członkowie zarządu fundacji w okresie od 3 listopada 2016 r. do 18 czerwca 2020 r. - działając jako funkcjonariusze publiczni - w celu "osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej" nie dopełnili ciążącego na nich obowiązku udzielenia informacji publicznej.

Chodzi o nieujawnienie wydatków fundacji z publicznych pieniędzy, o co Watchdog wnioskował w czerwcu 2016 r. Jak podkreśla stowarzyszenie, odpowiedź, która do nich trafiła, była spóźniona i niepełna - fundacja udzieliła odpowiedzi w zakresie jednego z dwóch punktów. Prokuratura najpierw odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie, a potem dwukrotnie je umorzyła. Stowarzyszenie złożyło więc do sądu subsydiarny akt oskarżenia.

Powołano się w nim na art. 23 Ustawy o dostępie do informacji publicznej, zgodnie z którym jeśli ktoś wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie udostępnia informacji publicznej, podlega on grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Przepis ten powiązano jednocześnie z przepisem Kodeksu karnego mówiącym o niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego, obarczonym karą do 10 lat pozbawienia wolności. Kara, jakiej domaga się stowarzyszenie, to rok pozbawienia wolności.

Podczas środowej rozprawy wszyscy trzej oskarżeni odpowiadali na pytania sądu oraz swoich obrońców. W pierwszej kolejności głos zabrał o. Jan Król, który przekonywał, że Fundacja Lux Veritatis ostatecznie odpowiedziała na wszystkie zadane przez Watchdoga pytania.

Dodał, że w 2016 r. on sam chorował onkologicznie, co ograniczało jego działalność w fundacji. Podkreślił też, że nigdy nie zajmował się udzielaniem informacji publicznej, bo była to odpowiedzialność Lidii Kochanowicz-Mańk. "Podzieliliśmy się kompetencjami po to, żeby każdy zajmował się tym, do czego się zobowiązał" – powiedział.

O. Rydzyk wielokrotnie podkreślał, że ma trudność z uznaniem informacji, o którą wnioskował Watchdog, za "informację publiczną", jako że mowa o prywatnej fundacji. Zaznaczył, że "w żadnym razie" nie przyznaje się do stawianego mu zarzutu.

"Nasz podmiot udziela rożnych informacji podmiotom polskim, nie finansowanym gdzieś spoza Polski" – mówił. Wskazywał, że stowarzyszenie Watchdog jest finansowane właśnie przez takie podmioty, także takie, które "wprost występują przeciwko ewangelizacji".

"Cały czas służę Polsce, narodowi, a mój naród mnie tutaj oskarżył" – mówił. Jego zdaniem w sprawie chodzi o uderzenie w Telewizję Trwam oraz "niszczenie tego, co polskie i katolickie". "Uważam, że to jest nieuczciwe, to jest działanie na szkodę, próba odebrania nam dobrego imienia" – podkreślił.

Kilkukrotnie sąd prosił księdza o bardziej precyzyjne odpowiedzi – doszło do tego m.in. w momencie, gdy na pytanie o wewnętrzny regulamin fundacji, ten odparł, że "wystarczy 10 Przykazań Bożych". Po upływie 30 minut prezes Fundacji Lux Veritatis poinformował, że jest zmęczony i odmówił dalszego odpowiadania na pytania.

Najdłużej na pytania sądu odpowiadała Lidia Kochanowicz-Mańk, która podkreślała, że wniosek Watchdoga był pierwszym wnioskiem o informację publiczną, który kiedykolwiek wpłynął do Fundacji Lux Veritatis. Jak mówiła, po zasięgnięciu porady u prawników była przekonana, że fundacja nie była zobowiązana do udzielenia takiej informacji. Mimo tego – "z dobrej woli", chcąc uniknąć posądzenia o to, że pragnie coś ukryć – postanowiła jednak to zrobić.

Kochanowicz-Mańk przyznała, że odpowiedź dotyczyła jednego z dwóch punktów, o które wnioskowało stowarzyszenie, natomiast – jak tłumaczyła – powodowane było to m.in. obawą, czy odpowiedź w pełnym zakresie nie naruszyłaby czyjegoś prawa do prywatności.

Podkreślała ponadto, że gdy fundacja otrzymuje środki publiczne, występuje o nie w konkursach, a następnie składa "pełne sprawozdanie". "Nie mamy czego ukrywać, te informacje są dostępne dla wszystkich posłów, którzy pytają o to dziesiątki razy" – mówiła Kochanowicz-Mańk.

Jej zdaniem celem procesu, który właśnie się rozpoczął, jest pozbawienie ludzi zaufania do fundacji. "Zastanawiam się, czy ten ktoś, kto pisał ten akt oskarżenia, ma świadomość tego, co zrobił (…) Zniszczyć człowieka i nazwisko można bardzo szybko" – powiedziała, dodając, że to, co obecnie pojawia się w mediach na jej temat, będzie "bardzo ciężko wymazać".

Rozprawa po raz kolejny miała formę wideokonferencji. O. Tadeusz Rydzyk oraz o. Jan Król wraz ze swoimi obrońcami przebywali w Sądzie Rejonowym w Toruniu. Sędzia Katarzyna Bień oddaliła wniosek stowarzyszenia Watchdog o to, by składali oni wyjaśnienia w Warszawie. Odpowiadając na obawy dotyczące możliwości przedstawiania oskarżonym różnego rodzaju dokumentów, sędzia podkreśliła, że sąd jest technicznie przygotowany do tego, by to zrobić - bez konieczności ich osobistego stawiennictwa w Sądzie Rejonowym Warszawa-Wola.

Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 12 sierpnia. Wówczas przesłuchanych ma być trzech świadków - dwóch pracowników Fundacji Lux Veritatis oraz prezes stowarzyszenia Watchdog Szymon Osowski. Sąd oddalił wniosek o przesłuchanie prok. Anny Dziduch, która pierwotnie odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie, a później dwukrotnie wnioskowała o umorzenie postępowania przed wolskim sądem.