Mimo trwającej w kraju wojny domowej, syryjskie władze organizują 3 czerwca wybory prezydenckie. Niemal 100-procentowym faworytem głosowania jest dotychczasowy prezydent Baszar al-Asad, którego dymisji chcą powstańcy. Rebelianci zapowiedzieli już bojkot wyborów, a społeczność międzynarodowa nazywa głosowanie farsą.

W syryjskich wyborach bierze udział trójka kandydatów - prócz prezydenta Baszara al-Asada o fotel prezydenta walczą dwaj mało znani parlamentarzyści - Maher Abdul Hafiz Hadżar oraz Hassan bin Abdullah al-Nuri. Przez ostatnie tygodnie w Syrii widać było jedynie zmasowaną kampanię wyborczą prowadzoną przez prezydenta Asada. Dwóch jego konkurentów było niemal niewidocznych.

Syryjska opozycja, zarówno ta w kraju jak i na emigracji, zaapelowała do rodaków o bojkot wyborów. Wiadomo, że w miejscach kontrolowanych przez syryjski reżim dojdzie do głosowania, ale w regionach, które są pod kontrolą zbrojnych bojówek opozycji, prawdopodobnie w ogóle nie zostaną otwarte lokale do głosowania.

Według syryjskich władz niemal 95 procent Syryjczyków, którzy żyją na emigracji, oddało głosy w ambasadach na całym świecie. Równocześnie jednak światowe media informowały, że wielu uchodźców w Turcji, Libanie czy Jordanii zbojkotowało wybory.

Syryjska wojna kosztowała jak dotąd życie co najmniej 150 tysięcy osób. 10 milionów Syryjczyków porzuciło swoje domy w obawie przed przemocą.