Maciej Lasek uznał za nieprawdziwe twierdzenia zespołu Antoniego Macierewicza. Na dzisiejszym posiedzeniu zespołu parlamentarnego, badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, ogłoszono, że w saloniku prezydenckiego Tu-154 doszło do eksplozji.

Na konferencji prasowej zespołu smoleńskiego, działającego przy kancelarii premiera, jeden z jego członków Edward Łojek zwrócił uwagę, że teza o wybuchu w salonce pojawiła się, gdy prokuratura wykluczyła możliwość eksplozji w innych częściach samolotu. Dodał, że gdy w samolocie dochodzi do wybuchu, to jego odgłos jest zanotowany przez rejestrator na pokładzie. Tymczasem rejestrator z prezydenckiego samolotu niczego takiego nie zapisał.

Maciej Lasek powiedział, że włazy luków tupolewa były po katastrofie wepchnięte do wewnątrz, a gdyby doszło do eksplozji, to byłyby wypchnięte do zewnątrz. Nie zostały też wygięte podłużnice podłogi, a czujniki nie zarejestrowały zmiany ciśnienia, jaka nastąpiłaby w momencie wybuchu.

Lasek powtórzył, że prezydencki samolot złamał skrzydło po uderzeniu w brzozę, a zapisy rejestratorów lotu nie były fałszowane. Dodał, że rozrzut szczątków maszyny nie był duży, gdyż nie przekraczał połowy rozpiętości skrzydeł. Przewodniczący zespołu dodał, że zdjęcia, prezentowane przez zespół Macierewicza na poparcie jego tez, trudno umiejscowić w materiale dowodowym. Zdaniem Laska, niektóre elementy samolotu oderwały się przed uderzeniem o brzozę, gdyż maszyna zawadzała wcześniej o inne drzewa.

Odpowiadając na pytanie o sprowadzenie do Polski wraku tupolewa, Maciej Lasek powiedział, że przyczyny katastrofy można określić na podstawie już zebranych danych. Decyzja, czy postępowanie zostanie zakończone przed powrotem wraku do Polski, zależy jednak od prokuratury.