Paweł Fajdek był faworytem olimpijskich zmagań w rzucie młotem. Polak w eliminacjach spalił jednak wszystkie trzy podejścia i na walkę o medal igrzysk musi poczekać co najmniej cztery lata. "Trzeba mnie ukarać za to co zrobiłem" - podsumował swój występ.

Fajdek jest jednym z niewielu zawodników, który w tym roku na zawodach posyłał młot na odległość ponad 80 metrów.

"Byłem przygotowany na bardzo dalekie rzuty. Moc aż ze mnie parowała. Nie wiem co się stało. Dwa pierwsze rzuty oddałem za szybko, za mocno. W trzecim w sumie nie ma się do czego przyczepić, ale ciut mnie pociągnęło i nadepnąłem na obręcz. Każdego czasem dotyka pech, ale ja trafiłem dziś na jego prawdziwą kumulację. Trzy niezaliczone próby to najgorsze co może spotkać" - podkreślił 23-letni zawodnik.

Najdalej w eliminacjach rzucił Węgier Krisztian Pars - 79,37. By znaleźć się w finałowej dwunastce wystarczyło osiągnąć 74,69.

"To jak byłem przygotowanym najlepiej było widać w trzecim podejściu. Rzucałem już na spokojnie, a młot poleciał ponad 79 m. Pozostaje mi przeprosić trenera, kibiców, bo wszystkich zawiodłem. Trzeba mnie ukarać za to co zrobiłem. To moja największa życiowa porażka. Igrzyska są najbardziej prestiżową imprezą w czteroleciu, a wyszło jak wyszło" - dodał.

Dla Fajdka sezon się jednak jeszcze nie skończył. Okazję do rehabilitacji będzie miał już 19 sierpnia w Warszawie przy okazji III Memoriału Kamili Skolimowskiej.

"W tym roku mam jeszcze kilka mityngów do wygrania. Muszę udowodnić, że zasługiwałem w Londynie na walkę o medale. W przyszłym roku mistrzostwa świata, potem Europy i znów świata, a za cztery lata igrzyska w Rio de Janeiro. Jestem pewny, że w Brazylii będzie zdecydowanie lepiej. Trzeba będzie podejść do rzutów spokojniej" - zaznaczył.

W finale honoru biało-czerwonych będzie bronił Szymon Ziółkowski. Mistrz olimpijski z Sydney uzyskał 76,22 i został sklasyfikowany na siódmym miejscu.

"W poniedziałek na ostatnim treningu w kraju, trochę mi się plecy popsuły i dziś dokuczały. Stąd taki, a nie inny wynik. Co prawda trochę odstawałem od najlepszych, ale z formą nie jest najgorzej. Jeśli tylko plecy nie będą bolały 79 m w niedzielnym finale jest w zasięgu" - ocenił Ziółkowski.

"Mam nadzieję, że Szymon zamiesza. Weźmie za mnie odwet i stanie na podium. Może jakoś mu przekażę swoją moc" - powiedział Fajdek.

Walka o medale rozpocznie się w niedzielę o godzinie 21.20 czasu warszawskiego.