Premier Tunezji Bedżi Kaid Essebsi dopuścił w niedzielę możliwość przełożenia wyborów zaplanowanych na lipiec, mówiąc, że mogą one zostać przeprowadzone później z przyczyn technicznych.

W wywiadzie telewizyjnym Essebsi powiedział jednak, że trwają prace, aby wszystko odbyło się zgodnie z planem.

Na 24 lipca zaplanowano w Tunezji wybory do zgromadzenia, które ma uchwalić nową konstytucję państwa po obaleniu w styczniu prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego. Rewolta w Tunezji stała się inspiracją dla tego typu wystąpień w innych krajach arabskich.

W Tunezji rośnie napięcie w miarę, jak zbliżają się lipcowe wybory. Oczekuje się, że dobrze wypadnie w nich zakazane pod rządami Ben Alego umiarkowane ugrupowanie islamistyczne Ennahda. Ostatnią falę demonstracji wywołała wypowiedź byłego ministra spraw wewnętrznych, że w razie wygrania wyborów przez Ennahdę nastąpi zamach stanu, udaremniający przejęcie władzy przez islamistów.

W sobotę wprowadzono w Tunisie godzinę policyjną, uzasadniając to koniecznością ochrony bezpieczeństwa obywateli. W niedzielę policja użyła gazu łzawiącego, by rozproszyć w centrum Tunisu kolejną antyrządową demonstrację młodych ludzi. Protesty takie odbywają się w stolicy kraju codziennie od czterech dni.