Do piątkowego południa do wyspecjalizowanej w leczeniu oparzeń siemianowickiej placówki przewieziono sześciu górników z "Krupińskiego" - w wieku od 27 do 49 lat. Wszyscy mają zewnętrzne urazy termiczne i oparzenia dróg oddechowych, żaden z nich jednak nie wymagał leczenia na oddziale intensywnej terapii.
"Ich życiu aktualnie nie zagraża niebezpieczeństwo - ich stan jest ciężki, ale stabilny, a rokowanie jest bardzo ostrożne, ale pomyślne. Poddani są badaniom specjalistycznym, konsultacjom, z zamiarem prowadzenia terapii hiperbarycznej w komorze hiperbarycznej" - zaznaczył Kawecki.
Jak podkreślił Kawecki, pierwszą kwestią przy leczeniu obrażeń jak te poniesione przez górników, jest doprowadzenie do ostatecznej diagnozy. Urazy pracowników "Krupińskiego" miały miejsce bardzo niedawno, niektórzy - prócz oparzeń - doznali też urazów dodatkowych, np. upadków z wysokości.
Dlatego górnicy przechodzą badania m.in. laryngologiczne, pneumologiczne, internistyczne, czy okulistyczne. Wszyscy zostali już m.in. zbadani ultrasonografem i elektrokardiografem, wykonywane są też badania laboratoryjne ich krwi i bronchoskopie, które umożliwiają rozpoznanie oparzeń dróg oddechowych. Kolejnym etapem będzie leczenie hiperbaryczne i miejscowe - na razie specjaliści nie widzą potrzeby wykonywania zabiegów chirurgicznych.
Poszkodowani mają oparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała
Kawecki wskazał, że poszkodowani mają oparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Według lekarzy, są jeszcze w fazie trwającego ok. 48 godzin tzw. wstrząsu pooparzeniowego. Pod względem oparzeń dróg oddechowych, rokowania chorych rozstrzygają się w ciągu 14 dni - jeżeli w tym czasie nie pojawiają się problemy, sytuacja uznawana jest za opanowaną.
Dr Piotr Wróblewski z CLO zaznaczył, że po wypadku przed udzieleniem specjalistycznej pomocy, górnicy parę godzin przebywali pod ziemią w wysokiej temperaturze. "Ten czas stracony, w którym trwała ewakuacja z dołu, musi zostać nadrobiony - w tej chwili jest okres stabilizacji ich stanu, natomiast () mogą występować powikłania" - wskazał.
Lekarze z Siemianowic Śląskich odnieśli się też do kwestii wyboru środka transportu z kopalni do ich szpitala. Wszyscy górnicy byli tam przewożeni karetkami. "Karetka pogotowia na sygnale przyjedzie do nas z Jastrzębia w ciągu 25 minut, natomiast transport lotniczy - oprócz krótkiego odcinka transportu powietrznego, w naszym odczuciu może trwać ponad godzinę" - wskazał Kawecki.
Jego zdaniem w tej sytuacji, a także wobec przyczyn finansowych czy też związanych z zagrożeniem wynikającym z ew. powikłaniami oddechowymi wobec zmian ciśnienia przy urazach klatki piersiowej, "transport kołowy jest bardziej logiczny".
Lekarze z Siemianowic wskazywali w piątek, że pierwsze rodziny już się spotkały z bliskimi w piątek nad ranem. Chwalili również postawę górników. "Nie słyszałem pytań o samego siebie, tylko o kolegów. Z ogromną radością przyjęli informację o wydobyciu tych pozostałych czterech górników, () to przyjęli z wielkim wzruszeniem" - zaznaczył Kawecki.
Jak informowały służby ratunkowe, w piątek po południu do siemianowickiej placówki trafili również trzej kolejni górnicy z "Krupińskiego", wydobyci z kopalni krótko przed południem. Do Siemianowic Śląskich miał też trafić ostatni z górników - wydobywany po południu w ciężkim stanie. Placówka zapewniała o gotowości ich przyjęcia.