Posłowie z komisji śledczej ds. nacisków w środę przesłuchali Bogdana Wróblewskiego - dziennikarza "Gazety Wyborczej", który wielokrotnie relacjonował jej przebieg. "CBA prowadziła działania operacyjne wobec mnie w 2007 roku" - zeznał Wróblewski.

Komisja zajmuje się sprawą kontroli operacyjnej dziennikarzy, którą służby miały prowadzić w latach 2005-2007.

Na początku posiedzenia Wróblewski wyraził wątpliwość, czy może być przesłuchany, skoro opisywał i komentował, także krytycznie, prace komisji. "Czy szanowna komisja nie uważa, że nawiązał się między komisją a mną pewien rodzaj osobistej relacji? Taka osobista relacja, jeżeli rzecz dotyczy sędziego czy prokuratora, uniemożliwia mu prowadzenie sprawy" - podkreślił.

Doradcy komisji uznali jednak, że nie ma przeciwwskazań do przesłuchania świadka.

Wróblewski zeznał, że z akt zgromadzonych w prokuraturze w Zielonej Górze wynika, że w 2007 roku CBA zażądało od jednego z operatorów informacji dotyczących jego telefonu komórkowego. "Czyli prowadziło działania operacyjne wobec mnie" - uznał.

"Mamy więc sytuację: CBA pozyskała materiały operacyjne na mój temat, następnie je zniszczyła i zatarła ślady" - mówił Wróblewski.

Wróblewski zeznał, że o działaniach CBA wobec siebie dowiedział się w październiku 2010 roku

Świadek zaznaczył, że CBA zwróciło się do operatora telefonii komórkowej w jego sprawie najprawdopodobniej tuż po zatrzymaniu b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka w związku z przeciekiem z tzw. afery gruntowej. Wróblewski jest autorem wielu publikacji na temat afery gruntowej.

"Słyszałem, że było spotkanie, w którym uczestniczyli minister Zbigniew Ziobro (ówczesny minister sprawiedliwości - PAP) i pan minister Mariusz Kamiński (ówczesny szef CBA - PAP), podczas którego rozmawiano o tym, czy warto moje kontakty skontrolować. Mówiąc skontrolować, nie przesądzam, czy chodziło o kontrolę operacyjną w sensie podsłuch, czy miękką kontrolę, jaką jest inwigilacja, czyli pobranie na przykład połączeń, zestawu logowania w określonym okresie etc." - powiedział świadek.

Wróblewski zeznał, że o działaniach CBA wobec siebie dowiedział się w październiku 2010 roku. Dodał, że zgodnie z ustawą CBA nie może ścigać przecieków dziennikarskich. Podkreślił, że w prokuraturze złożył zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy CBA i ma w tej sprawie status pokrzywdzonego.



Prokuraturze nie zależy na wyjaśnieniu sprawy podsłuchów dziennikarz

Świadek powiedział też, że z jego wiedzy wynika, że zapytań policji i służb do operatorów komórkowych o dane poszczególnych osób "jest morze". Podkreślił, że tylko do jednego z operatorów wpłynęło ich w zeszłym roku 330 tys.

Prokuraturze - jak ocenił - nie zależy na wyjaśnieniu sprawy podsłuchów dziennikarzy.

O sprawie inwigilacji dziennikarzy w latach 2005-2007 niedawno napisała "Gazeta Wyborcza". Dotarła ona do materiałów ze śledztwa, które prowadziła i w maju tego roku umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura. Według informacji GW służby sięgały do historii połączeń telefonicznych nawet sprzed dwóch lat, a jednym z celów było ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy, krytykujących poczynania ówczesnych władz państwowych.