Traktat lizboński z pewnością nie jest doskonały. Na pewno też miałby większą legitymację, gdyby we wszystkich państwach Unii został przyjęty w referendach. Ale na to już za późno.
Poddawanie nieznacznie tylko zmodyfikowanej Lizbony pod głosowanie w momencie największego kryzysu w historii euro jest fatalnym pomysłem.
Od chwili, gdy pierwszy kraj przyjął traktat, do złożenia ostatniego podpisu pod ratyfikacją upłynęły dwa lata bez jednego miesiąca. Na rynkach walutowych to niemal wieczność. Jeśli już teraz rynki nerwowo reagują, zastanawiając się, czy strefa euro przetrwa grecki kryzys, wyobraźmy sobie, co by się działo w ciągu kilkunastu bądź nawet kilku miesięcy potrzebnych na ponowną ratyfikację. A gdyby któryś z krajów, co bardzo prawdopodobne, odrzucił traktat w referendum?
Demokracja bezpośrednia, taka jak w Szwajcarii, jest najlepszym z możliwych ustrojów. Ale teraz sytuacja jest wyjątkowa. Poprawianie Lizbony i poddawanie jej pod głosowanie w referendum to świetna recepta na gospodarczą katastrofę. W tej sytuacji można już przygotowywać następny traktat. Tym razem o rozwiązaniu Unii Europejskiej.
Pozostało
71%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama