Polskie Stronnictwo Ludowe to ostatnia nadzieja symetrystów. Ma lidera, którego wskazuje na pożądanego przywódcę hipotetycznie zjednoczonej opozycji trzykrotnie więcej jej zwolenników niż Grzegorza Schetynę albo Pawła Kukiza. Ma krytyczny stosunek wobec PiS, ale biorąc udział w wojnie polsko-polskiej, starannie unika chwytów, które ten konflikt oblepiły kłamstwem i fanatyzmem. Nie jest antykapitalistyczne, ale bez trudu mieści się po stronie rozczarowanych neoliberalizmem. Wreszcie notuje niewiarygodną zmianę w sondażach – nie tych o szansach wyborczych, ale w tych na temat zaufania (!).
Może ktoś zakrzyknąć: „Jaka to nadzieja, przecież to partia, która, jak mawiała klasyk, przez osiem lat była w koalicji z PO”. Otóż nieustanne wyczekiwanie, że Polskę zmieni Ktoś Nowy, który na czele Nowych rządzić będzie Jak Nikt Inny, jest infantylne.
Owszem, w polityce zdarza się i tak, że raz na jakiś czas wygrywa ktoś nieznany jak Emmanuel Macron. Ale nie tylko polskie doświadczenie jest takie, że nowalijki w polityce szybko więdną.