Prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził, że wypowiedzi Lecha Wałęsy pod jego adresem - dot. odpowiedzialności szefa PiS za katastrofę smoleńską - w oczywisty sposób wpłynęły na jego wizerunek polityczny. "To jest skrajne dezawuowanie" - powiedział Kaczyński przed gdańskim sądem okręgowym.

Kaczyński i Wałęsa stawili się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. To rozprawa w procesie o ochronę dóbr osobistych z powództwa Jarosława Kaczyńskiego przeciwko Lechowi Wałęsie, który rozpoczął się w marcu. Sprawa dotyczy m.in. wypowiedzi Wałęsy, że szef PiS jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską.

Prezes PiS pytany, czy wypowiedzi i sugestie Wałęsy wpłynęły na jego wizerunek polityczny, stwierdził, że wpłynęły w oczywisty sposób. "To jest skrajne dezawuowanie" - powiedział. Prezes PiS mówił, że objawia się to na "demonstracjach, w wystąpieniach indywidualnych, czy zaczepkach - często skrajnie obraźliwych".

"Nie przypominam sobie w tym momencie, żeby ktoś bezpośrednio odwoływał się do powoda, natomiast oskarżenia o to, że ja jestem winien tej katastrofy, śmierci 96 osób, w tym mojego śp. brata, odnajduję nawet w listach, które są do mnie kierowane, których otrzymuję bardzo dużo w ogóle, ale zdarzają się też i takie - ich nie jest bardzo dużo - które podtrzymują tego rodzaju tezy" - mówił Kaczyński. Jak dodał, być może wśród nich są także takie, które odwołują się do wypowiedzi Wałęsy, choć - jak zaznaczył - w tej chwili sobie tego nie przypomina.

Prezes PiS był również pytany o to, kiedy kierowane wobec niego oskarżenia o odpowiedzialność za katastrofę smoleńską nasiliły się. "Sądzę, że ze względu na sławę pozwanego - jest człowiekiem znanym nie tylko w Polsce, ale szerzej znacznie, w świecie - to jego wypowiedzi miały tutaj znaczenie, takie, które prowadziło do wzmożenia tego rodzaju oskarżeń" - oświadczył Kaczyński.

Zapytany został również czy wie, jakie sformułowania padły podczas wywiadu Lecha Wałęsy w Radiu TOK FM, odnośnie rozmowy telefonicznej między nim a jego bratem, prezydentem Lechem Kaczyńskim w trakcie lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r.

"Wiem, że pozwany wielokrotnie twierdził, że ja rozmawiałem w trakcie lotu z moim bratem i zdaje się, że było używane nawet określenie, że wydałem polecenie, żeby lądował za wszelką cenę. Chciałem oświadczyć, że nigdy takiego polecenia nie wydawałem, w ogóle nie byłem w stanie wydawać mojemu bratu, żadnych poleceń, nie na tym polegały nasze relacje, a w tej rozmowie jedynym tematem - to był telefon mojego brata do mnie - była sprawa stanu zdrowia mojej mamy. Przy czym brat mnie poinformował, że nie ma sytuacji zagrożenia, w związku z tym nie muszę od razu jechać do szpitala" - powiedział Kaczyński.