Bartłomiej Misiewicz, jeden z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza, b. rzecznik MON i b. szef jego gabinetu, zrezygnował w czwartek z członkostwa w PiS.
"Całkowicie negatywnie" postawę Misiewicza oceniła partyjna komisja zajmująca się jego sprawą. W ocenie premier Beaty Szydło nie ma on kompetencji, by zajmować stanowiska i funkcje, na które dotychczas był wielokrotnie powoływany.
Poseł Marek Suski, który był - wraz z Joachimem Brudzińskim i Mariuszem Kamińskim - członkiem komisji badającej sprawę Misiewicz, był w czwartek pytany w TVP Info o to, dlaczego PiS tak późno się zajął tą kwestią.
Suski zauważył, że komisja do zbadania stawianych Misiewiczowi zarzutów i okoliczności powoływania go na pełnione funkcje została powołana w środę, a w czwartek zakończyła prace. "To chyba szybko" - dodał. "Myślę, że to jest błyskawiczna reakcja" - zaznaczył.
"Samo w sobie to, że ktoś jest rzecznikiem prasowym MON nie jest niczym złym, w wielu ministerstwach często nawet młodsi ludzie zaczynają pracę. Przecież wiek 27 lat, jak w przypadku pana Misiewicza, to nie jest coś takiego, co jest niespotykane i niebywałe" - tłumaczył Suski.
Jak ocenił, wydarzenia z udziałem Misiewicza to "drobne rzeczy", ale jednak "łamanie standardów". "Myśmy obiecaliśmy Polakom, że będzie inaczej, słowa staramy się dotrzymać" - podkreślił poseł.
Poinformował, że Misiewicz "po pierwszym wyskoku" dostał ostrzeżenie, "po drugim było żądanie odejścia". "Dlatego, że trafił do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, a miał odejść, została powołana komisja. I ta komisja zakończyła się efektem takim, że pan Misiewicz złożył rezygnację z PiS i nie będzie pełnił żadnej funkcji w administracji publicznej, ani w spółkach skarbu państwa" - zaznaczył Suski.
Powołanie komisji PiS, w jego ocenie, to "szybka reakcja, która likwiduje, wypala gorącym żelazem tego typu zachowania".
"Mogę tylko przeprosić wszystkich państwa za to, że taki przypadek miał miejsce. Ale mogę obiecać, że jeżeli coś takiego się zdarzy, to będzie równie stanowczo potraktowane" - zapowiedział poseł. Jak dodał, sytuacja Bartłomieja Misiewicza ma być ostrzeżeniem na przyszłość. "Nawet jeśli ktoś ma wpływowego patrona, to nie może być pond regułami, jakie zapowiedzieliśmy, że będą standardami naszego rządu" - podkreślił w TVP Suski.
Poseł był pytany o wnioski, które płyną ze sprawy Misiewicza dla PiS. "Trzeba też swoim patrzeć na ręce" - powiedział Suski. "Niewątpliwie szef MON Antoni Macierewicz jest politykiem z bardzo dużym doświadczeniem i wielkim autorytetem, ale to nie może być tak, że ten autorytet jest narażony na szwank i w jakimś sensie nadużyte zostało zaufanie pana ministra przez młodego człowieka" - mówił Suski.
Zachowanie Misiewicza ocenił, jako "uderzenie wody sodowej do głowy". "To jest właśnie nauczka dla nas i przestroga dla wszystkich, którzy chcieliby podążyć tą drogą. To nie jest dobra droga i my nie będziemy tego tolerować" - zaznaczył. "My stawiamy na młodych ludzi, chcemy dawać im szansę, natomiast pan minister w którymś momencie troszkę był zbyt tolerancyjny" - oświadczył Suski. "Grzechem pana Misiewicza był brak skromności" - dodał.
Bezpośrednim impulsem do powołania komisji ws. Misiewicza były doniesienia prasowe, że został on zatrudniony w państwowej spółce Polska Grupa Zbrojeniowa, gdzie miałby zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. Informacjom dotyczącym wysokości wynagrodzenia zaprzeczał rzecznik PGZ. W środę wieczorem spółka poinformowała o rozwiązaniu umowy o pracę z Misiewiczem za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym. Jak dodano, rozwiązanie umowy nastąpiło na wniosek Misiewicza, "któremu nie przysługuje odprawa".