O warunkach poprawy relacji z Polską w kontekście zagrożeń globalnych, przyszłości Unii i roli paktów mówi szef litewskiej dyplomacji.
Niedawno zapowiadał pan reset relacji z Polską. Dotychczasowe były złe?
Terminologia jest kwestią drugorzędną, ale przydałby się nowy impuls. Tracimy, gdy nasi eksperci ze sobą nie rozmawiają. Jakiś czas temu mieliśmy pięć komisji eksperckich. Przy czym komisja ds. edukacji i kultury ostatni raz spotkała się w 2009 r. To nienormalne. Albo komisja ds. bezpieczeństwa, czyli sfery, w której jesteśmy wręcz skazani na współpracę. Jej brak byłby działaniem wbrew naszym interesom narodowym. A ta komisja po raz ostatni zebrała się w 2013 r. Współpraca na wyższym szczeblu trwa – spotykają się ministrowie, działa brygada litewsko-polsko-ukraińska, mamy niemal 20 oficerów łącznikowych w różnych miejscach w Polsce. Wspieramy waszą kluczową rolę w regionie. Ale potrzebujemy bardziej systematycznego podejścia. Wyzwania regionalne są zbyt poważne.
Najtrudniejszą sprawą pozostaje sytuacja polskiej mniejszości. Czy nowy rząd położy kres tym problemom?
Jestem zaskoczony liczbą twierdzeń wprowadzających w błąd. Weźmy sprawę edukacji. Poza Polską żyje 20 mln Polaków. Na Litwie mieszka 1 proc. z nich, za to działa u nas 20 proc. wszystkich polskich przedszkoli i szkół poza Polską. Były dyskusje dotyczące polskich nazw ulic – rozwiązaliśmy to.
Pozostaje pisownia nazwisk.
To trudna kwestia, ale robimy, co w naszej mocy. W normalnych, przyjaznych warunkach wiele uda się zrobić. Podobnie w kwestii problemów Litwinów w Polsce. Mamy sygnały, że o 30 proc. spadło finansowanie edukacji, a niektóre szkoły zamknięto– a my żadnych szkół nie zamknęliśmy, choć liczba dzieci maleje. Być może były ku temu obiektywne powody. Byłem w Sejnach i Puńsku. Cieszę się, że relacje miejscowych Litwinów z Polakami są bardzo dobre. Prawa obu społeczności muszą być respektowane, a Litwini w Polsce, podobnie jak Polacy na Litwie, powinni być lojalni wobec państw, których są obywatelami. Pamiętajmy o globalnych wyzwaniach, o rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. To wymaga jedności UE. Po różnych wyborach na świecie jedność transatlantycka jest poddana testowi. Strategiczne wyzwania stojące przed naszymi krajami nie powinny być przyćmione przez te problemy.
Niedawny sondaż Baltijos Tyrimai pokazał, że 60 proc. litewskich Polaków darzy sympatią Władimira Putina. Jak radzić sobie z takimi skutkami rosyjskiej propagandy?
To problem całej Europy. Podjęliśmy techniczne wysiłki, by Polacy na Litwie mieli łatwiejszy dostęp do polskich kanałów TV. Potrzebujemy współpracy z Polską, choćby w sprawie licencji na transmisję na naszym terytorium. Konsumentami rosyjskiej propagandy są nie tylko Polacy, bo i Litwini są narażeni na to pranie mózgów. To problem przez lata niezauważany w Europie. Oddajemy pole w wojnie informacyjnej. Widzimy postępy radykalizmu, populizmu. Ludzie zaczynają wybierać emocjami, przestają słuchać argumentów.
Polskie władze lobbują na rzecz idei Trójmorza. Jakie jest stanowisko Litwy?
Wspieramy wszystkie pomysły wypełnione treścią. Jeśli ta idea będzie wypełniona treścią energetyczną, transportową, dotyczącą bezpieczeństwa, to świetnie. Grupy regionalne mają przy tym tendencję do samoizolacji. Ważne, by to nie był ten przypadek.
Czy Litwa poprze starania Donalda Tuska o drugą kadencję w fotelu szefa Rady Europejskiej?
Jest za wcześnie, nie rozważaliśmy tej kwestii. Nie znamy jeszcze kandydatów.
A polskie starania o niestałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ?
Oczywiście, że tak. Litwa była aktywnym członkiem RB w latach 2014–2015. To trudne, ale ciekawe zadanie. Polska byłaby dobrym reprezentantem naszego regionu.
Polski rząd postuluje reformę UE. Czy po brexicie dostrzega pan taką potrzebę?
Przed referendum David Cameron mówił o oddaleniu się instytucji i obywateli UE. Miał rację. Europa musi się zmienić. Brexit to test na wytrzymałość UE. Bez Wielkiej Brytanii będzie trudniej, ale musimy zrobić wszystko, by Londyn pozostał jak najbliżej Unii.
Nie popiera pan twardego brexitu.
O tym zdecydują Brytyjczycy. Wierzę, że wspólny rynek jest ważny także dla nich. Mogę mieć swoje zdanie, ale to ich decyzja, a my ją uszanujemy.
Wspomniał pan o oderwaniu się instytucji UE od obywateli. Za kadencji Jeana-Claude’a Junckera w Komisji Europejskiej ten dystans się zmniejszył?
Nie zmniejszył się, ale nie tylko za sprawą Junckera, lecz nas wszystkich. To wspólna odpowiedzialność, by w większym stopniu angażować obywateli. W kolejnych referendach ludzie głosują nie za lub przeciw poruszanym kwestiom, ale przeciwko poszczególnym rządom. Nie może być tak, jak w przypadku TTIP (wolnym handlu z USA – red.), gdy zaczęliśmy myśleć, jak tłumaczyć znaczenie tej umowy, dopiero gdy uzbierano milion podpisów przeciw niej. To pasywna i nieodpowiedzialna metoda.
Wierzy pan, że po inauguracji Donalda Trumpa decyzje szczytu NATO w Warszawie zostaną w pełni wdrożone?
Tak, to nasz cel. Chcemy jak najszybciej zorganizować szczyt, by mieć pewność, że to, co rozpoczęto na szczycie w Walii i kontynuowano w Warszawie, pozostaje aktualne. Musimy rozpędzić mgłę wokół NATO i powrócić na racjonalną ścieżkę. Część krytyki ma swoje uzasadnienie. Choćby dotycząca wydatków na obronę. Gdy Trump jako prezydent elekt mówił, że Sojusz robi zbyt mało w sprawie walki z terroryzmem, o tym można dyskutować. Ale kwestionowanie sensu istnienia NATO będzie ogromnym błędem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Gdy Trump mówił, iż Sojusz w obecnej formie jest anachronizmem, dodał, że jego istnienie pozostaje istotne. Także jego nominaci na najważniejsze urzędy mówili poważnie o NATO.
Nie obawia się pan, że wchodzimy w erę porozumień mocarstw, a mniejsze kraje, jak Polska i Litwa, nie będą miały wiele do powiedzenia?
Pamiętamy Jałtę, ale mam nadzieję, że tego typu podejście przeszło do historii. Nie wyobrażam sobie, by supermocarstwa, które podzielają demokratyczne wartości, nagle zaczęły je łamać. Dialog musimy utrzymywać ze wszystkimi, także z Rosją, ale musi być oparty na wartościach i przestrzeganiu zobowiązań. Wierzę, że właśnie to zrobi nowa administracja amerykańska.
Litwa była jednym z inicjatorów nowego otwarcia z Białorusią. Jakie są jego cele?
By zbliżyć ją do europejskiego sposobu myślenia. Upewnić się, że nie wróci do ery więźniów politycznych. Nie jesteśmy naiwni, nie oczekujemy rewolucyjnej zmiany. Białoruś nie będzie w awangardzie demokracji. Ale chcielibyśmy widzieć postępy. Mińsk zaczął mówić o modernizacji, rozpoczął się proces dochodzenia do ułatwień wizowych. Białorusini płacą za wizę 60 euro, gdy Rosjanie 35. Ale jesteśmy czujni tak w kwestii praw człowieka, jak i elektrowni atomowej, budowanej 40 km od Wilna z naruszeniem międzynarodowych zasad bezpieczeństwa.
Latem na Białorusi odbędą się wspólne z Rosją manewry Zapad-2017. To zagrożenie?
Rosjanie chętnie oskarżają innych o to, co sami robią. Popatrzmy na liczbę manewrów, żołnierzy w nich uczestniczących, dyslokację uzbrojenia przykrywaną przygotowaniami do Zapadu. Nie możemy tego nie zauważać. Odpowiadamy w sposób powszechnie znany. Nie ma to nic wspólnego z eskalowaniem napięcia, ale nikt nie powinien mieć wątpliwości, że NATO zrobi to, co trzeba, by zagwarantować bezpieczeństwo swoich członków.