Niemiecka kanclerz Angela Merkel nadal broni prezydenta Christiana Wulffa, krytykowanego za związki z biznesem i próby nacisku na media. Jej rzecznik oświadczył w poniedziałek, że nie widzi ona powodów, by zastanawiać się na temat rezygnacji głowy państwa.

"Pani kanclerz nie widzi powodów, by zajmować się myśleniem o ewentualnym ustąpieniu prezydenta oraz o jego potencjalnym następcy" - oświadczył rzecznik Steffen Seibert.

Zapewnił też, że "nie ma żadnego rodzaju umowy partnerów koalicyjnych dotyczącej tego, co należałoby uczynić w razie ustąpienia prezydenta". Według Seiberta w najbliższy czwartek Merkel będzie gościem na przyjęciu noworocznym wydawanym przez prezydenta Wulffa w jego siedzibie, zamku Bellevue.

Niemcy dyskutują o ewentualnej dymisji

Dla niemieckiej opozycji kontrowersje wokół prezydenta Christiana Wulffa są natomiast wystarczającym powodem, by dyskutować o jego dymisji. Szef Socjaldemokratycznej Partii Niemiec Sigmar Gabriel zaproponował Angeli Merkel, by w razie ustąpienia Wulffa koalicja rządząca i opozycja poszukały wspólnego kandydata na prezydenta.

Także szefowa Zielonych Claudia Roth powiedziała w wywiadzie dla dziennika "Die Welt", że oczekuje, iż jeśli zajdzie konieczność wyboru nowego prezydenta, kanclerz "wyjdzie naprzeciw siłom politycznym w kraju". "Angela Merkel nie powinna myśleć, że może nadal kształtować politykę personalną jak wielki pająk w pajęczynie" - powiedziała Roth.

W 2010 r. SPD i Zieloni wystawiły wspólnego kandydata na prezydenta, popularnego byłego szefa urzędu ds. akt Stasi Joachima Gaucka, który jednak nie miał szans na pokonanie Christiana Wulffa, kandydata mającej większość w Zgromadzeniu Narodowym chadecko-liberalnej koalicji rządzącej. Niektórzy politycy opozycyjni chętnie ponownie widzieliby Gaucka jako kandydata na najwyższy urząd w państwie.

Wulff przeczeka polityczną burzę?

Według niemieckich komentatorów Wulff oraz koalicja chcą przeczekać burzę, jaką wywołało ujawnienie przez dziennik "Bild", że w 2008 r., jeszcze premier landu Dolna Saksonia, pożyczył on na korzystnych warunkach 500 tys. euro od żony znajomego przedsiębiorcy, a fakt ten zataił przed parlamentem regionalnym.

W następnych tygodniach okazało się, że Wulff próbował interweniować w redakcji "Bilda" przed publikacją artykułu. Redakcja utrzymuje, że prezydent chciał powstrzymać publikację, ten zaś zapewnia, iż prosił jedynie o jej opóźnienie do czasu, aż powróci z podróży zagranicznej. Prezydent nie zgodził się jednocześnie na publikację treści rozmowy telefonicznej z redaktorem naczelnym "Bilda". Przyznał, że telefon był "ciężkim błędem", ale odrzucił oskarżenie o chęć tłumienia wolności prasy.