To totalne bzdury, nigdy nie poznałem Marka Falenty ani Marcina W, nigdy też nie byłem przesłuchiwany w tej sprawie - tak Michał Tusk skomentował dla Onetu fragment ujawnionych przez Prokuraturę Krajową w środę protokołów z zeznań wspólnika Marka Falenty - Marcina W.
W jednym z opublikowanych w środę przez Prokuraturę Krajową protokołów z zeznań Marcin W. twierdził, że wręczył M.T. - to inicjały z protokołu, w którym dane są anonimizowane - łapówkę w wysokości 600 tys. euro. Według mediów chodziło o syna lidera PO Donalda Tuska - Michała.
Michał Tusk o zeznaniach wspólnika Marka Falenty
Michał Tusk odniósł się do sprawy w rozmowie z portalem Onet. "Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W." - powiedział. Przypomniał, że informacje o wspomnianych zeznaniach pojawiały się już w mediach.
"To totalne bzdury. Prokuratura ma je od lat. Nigdy przez te wszystkie lata nie byłem nawet przesłuchiwany w tej sprawie" - powiedział Onetowi Michał Tusk.
Protokół dotyczy przesłuchania świadka Marcina W. przez prokuratora Tomasz Tadlę z Prokuratury Regionalnej w Katowicach. Jest datowany na 20 listopada 2017 roku.
Co zeznał wspólnik Marka Falenty?
Marcin W. zeznaje, że jego firma, "miała być buforem polskości", ponieważ chodziło o to, aby węgiel z Rosji nie trafiał do firmy C bezpośrednio z Rosji. Jego firma - jak zeznaje - miała w 2014 r. podpisać umowę z firmą C na dostawy tego surowca. "O tym, że transakcja została dopięta świadczy fakt, że ja osobiście wpłacałem w biurze F razem z nim prowizję za zgodę na tą transakcję. Ta prowizja była bardzo duża. Mam pełna świadomość, że ta prowizja to była łapówka" - zeznał Marcin W.
Jak dodał, postawił F. warunek, że zgadza się na tak wysoką łapówkę, wtedy gdy M.T. przyjdzie po nią osobiście. "Pytałem F, czy to są pieniądze dla samego szefa szefów, czyli Donalda Tuska. Odpowiedź F była następująca: Nie, są to pieniądze partyjne i dlatego zawsze będziemy bezpieczni. Była to kwota 600 tysięcy euro" - zeznał.
W. twierdzi w zeznaniach, że kwotę pobrał ze swojej skrytki bankowej i przewiózł do biura firmy F w Warszawie. "Powiedziałem F, że włożę te pieniądze do foliowej reklamówki ze sklepu Biedronka i powiedziałem do F, cytuję niech żul ma to w takiej torbie na jaką zasługuje" - mówił W. Jak zaznaczył z M.T skontaktował się F.
"Tego samego dnia jak przywiozłem pieniądze do tej firmy przyjechał M.T. Dodaję, że w biurze F. były, moim zdaniem, widoczne dla każdego dwie kamery. Przebieg spotkania był następujący. Było one bardzo krótkie. Ja uznałem, że mogę do M.T mówić na ty skoro przekazuję mu 600 tysięcy euro. Ja siedziałem za biurkiem F., dlatego mnie na nagraniu nie widać, ale słychać, M.F siedział na jednym z foteli, a na ziemi obok ławy postawiłem łapówkę z kasą. M wszedł i powiedział Witam Panowie. F. powiedział: To jest dla ciebie reklamówka. M. rozchylił tę reklamówkę i spytał Czy kasa się zgadza? Ja wtedy nie wytrzymałem. Zapytałem czy są to jakieś jaja, tak byś wziął reklamówkę i wyszedł. A co jak kasa się nie zgadza? On powiedział nie wiem, czy oglądamy te same filmy, ale jak się jeb...łeś to Ciebie odj..bią”. Ja mu odpowiedziałem Tak, oglądamy te same filmy, też oglądałem Odwróconych czy Świadka Koronnego. Odpowiedział Cześć i wyszedł z reklamówką” – zeznał Marcin W.
Jak zaznaczył zdarzenie jest nagrane przez F, które otrzymał później na telefon. (PAP)
pś/ mok/