Myślę, że odejście Leszek Millera z Sojuszu poniesie za sobą kolejnych; on pokazał, że wiele osób w SLD nie rozumie połączenia z Wiosną - mówi PAP były szef SLD, obecnie poseł KO Grzegorz Napieralski.

W środę przewodniczący SLD Włodzimierz Czarzasty poinformował, że Sąd Okręgowy w Warszawie doręczył "postanowienie w sprawie partii politycznej Nowa Lewica ze stwierdzeniem prawomocności". Nowa Lewica to partia, która powstanie z połączenia SLD i Wiosny. W odpowiedzi były szef SLD, były premier Leszek Miller w mediach społecznościowych oświadczył, że "nigdzie nie przechodzi i nie życzy sobie być gdziekolwiek wcielany".

PAP: Jako były szef SLD, który obecnie jest już od kilku lat poza Sojuszem, jak ocenia pan ocenia decyzję Leszka Millera o zakończeniu współpracy z partią?

Grzegorz Napieralski: Widać bardzo duże napięcie, które rosło już od ponad roku między Leszkiem Millerem, ale też innych koleżanek i kolegów, którzy skupiali wokół Leszka Millera, a obecnymi władzami. To był konflikt spowodowany łączeniem się z Wiosną. Myślę, że ta wojna wewnętrzna, bo tak poważny komunikat, jak w czwartek wydał były premier, to jest wojna w Sojuszu, niczemu dobremu nie służy i wprowadza kolejne poważne zamieszanie na lewicy.

PAP: Ma pan na pewno jeszcze kontakty w SLD, jakie są nastroje?

G.N.: Trzeba to zamieszanie podzielić na dwie części. Jedna z nich to wszystko, co ma dzisiaj miejsce w SLD, a druga rzecz - to, co się dzieje w Wiośnie.

W SLD ewidentnie bardzo wiele osób, które nawet były krytyczne wobec Leszka Millera czy Włodzimierza Czarzastego, jednak w SLD zostało. Oni zarzucali zarządowi krajowemu pod przywództwem Millera że Sojusz nie wszedł do Sejmu, upadek SLD. Ale też mieli mu za złe wyrzucanie ludzi. Zostali jednak, bo wierzyli, że będzie lepiej. W pewnym momencie okazało się, że będzie się budować nowa formacja polityczna, gdzie SLD ani nie jest tym zapraszającym, ani tą formacją przewodnią, tylko łączy się z grupą młodych ludzi, którzy jak np. Krzysztof Gawkowski czy Grzegorz Pietruczuk odeszli z SLD, a teraz wracają jako inna formacja.

Leszek Miller pokazał, jaka jest dzisiaj sytuacja w SLD i to, co się dzieje w strukturach, województwach. Mogę też to potwierdzić po rozmowach, które ja też odbywam często, gdzie koleżanki i koledzy potwierdzają to, co powiedział Miller, że nie rozumieją takiego ruchu.

Drugi aspekt tej sprawy to ludzie, którzy przyszli do Wiosny i budowali tę partię jako coś, co było w kontrze do SLD, ale nie do idei, programu, ale jeżeli chodzi o ludzi i personalia. Teraz oni są zmuszeni tak naprawdę być znowu z tymi ludźmi, do których byli w kontrze.

Konflikt będzie budowało także to, że młody człowiek, który przyszedł do polityki dla Roberta Biedronia i jest teraz aktywnym działaczem, działaczką, zostanie pod przywództwem starszych kolegów i koleżanek, bo jak patrzę na mój region, Zachodniopomorskie, to są zawodowi politycy z SLD. Oni nie dadzą sobie w kaszę dmuchać i będą rozgrywali młodych ludzi, więc frustracja będzie narastała.

Mogę tylko powiedzieć, że jest lewe skrzydło w Koalicji Obywatelskiej i serdecznie tych, którzy będą sfrustrowani, którym będzie źle, zapraszam do współpracy. Bardzo chętnie będę z nimi współpracował i zapraszam do działania w ramach dużej Koalicji Obywatelskiej, bo tu nikt nikogo nie wchłania.

PAP: Leszek Miller pociągnie za sobą kolejnych?

G.N.: Myślę, że tak. Myślę, że będzie takich sytuacji więcej. O wielu sytuacjach nie będziemy słyszeć, bo po prostu ludzie ocenią, że ich wiek, ich doświadczenie i zaangażowanie nie pozwala im na to, żeby się droczyć, krzyczeć, wrzeszczeć. Oni już zrezygnowali z takiej aktywnej polityki i po prostu, skoro nie ma już SLD, nie wypełnią nowej deklaracji. To będzie wielu byłych ministrów, wiceministrów, wielu liderów regionalnych, radnych.

PAP: Były premier założy nową partię?

G.N.: Nie sądzę. Może oczywiście próbować, zbierać podpisy pod jakimś stworzeniem grupy ludzi, którzy będą zawiedzeni decyzją Czarzastego, ale po pierwsze jest pandemia, a po drugie Miller jest eurodeputowanym, a z Brukseli ciężko jest budować cokolwiek.