Barcelona jest od wczoraj nieprzejezdnym miastem. Przez uliczne korki, na inaugurację nie dotarli o czasie szefowie dużych firm telekomunikacyjnych. Protestujący domagają się podniesienia pensji o półtora procent i odnowienia umów zbiorowych. Pięciogodzinne negocjacje między władzami miasta, a strajkującymi zakończyły się fiaskiem.
"Uważam, że strajk nie jest uzasadniony. Daliśmy z siebie wszystko aby został zawieszony" - informowała burmistrz Barcelony, Ada Colau.
Strony ponownie usiądą do negocjacji wieczorem. Jeśli nie dojdą do porozumienia, jutro znów stanie metro, a w czwartek - autobusy. Władze Barcelony obawiają się, że przez utrudnienia w transporcie, organizatorzy Światowego Kongresu Technologii Mobilnych nie przedłużą umowy z miastem. Na imprezie zarabia ono około pół miliarda euro.