On sam do winy się nie przyznaje ale za utrudnienie interwencji policji i znieważenie funkcjonariusza na służbie grozi mu do 3 lat więzienia. Przed warszawskim sądem ruszył proces posła Przemysława Wiplera. Chodzi o incydent sprzed półtora roku przed jednym z warszawskich klubów. Wipler utrzymuje, że bezpodstawnie został zaatakowany przez policję ale to policja w tym procesie jest stroną pokrzywdzoną i domaga się ukarania posła.
Sprawa zapowiada się o tyle ciekawie, że racja żadnej ze stron nie jest oczywista . Prokuratura oskarża Wiplera o utrudnianie policyjnej interwencji, naruszenie nietykalności cielesnej i znieważenie funkcjonariuszy. Wipler mówi, że to on został przez policję napadnięty. I choć awanturę między posłem a policjantami zarejestrowało siedem kamer, żadna nie uchwyciła całości. Nagrania nie zawierają dźwięku. Kluczowe wiec będą więc zeznania świadków.
Z relacji pierwszych wynika, że skarżony w chwili zatrzymania machał rękami, używał niecenzuralnych wyrazów i nie reagował na polecenia. Ale adwokat Wiplera kwestionuje przygotowanie funkcjonariuszy do służby. Jak się skończy ta sprawa przekonamy się nie wcześniej niż w połowie września. Bo właśnie wtedy zaplanowana jest ostatnia rozprawa. Wipler w sądzie złożył jedynie krótkie oświadczenie. Do zarzutów się nie przyznał i odmówił odpowiedzi na pytania sądu.