Jeszcze przed upadkiem Kabulu Stany Zjednoczone poprosiły nasz rząd o przyjęcie nawet trzech tysięcy Afgańczyków, których życie jest zagrożone w związku z ofensywą talibów. To w większość tłumacze i współpracownicy sił USA. Polska na tak dużą liczbę nie jest przygotowana. Dlatego Warszawa do inicjatywy odniosła się z rezerwą. Równocześnie analizowane są jednak warianty z różnymi liczbami osób, które mogłyby trafić do Polski. Chodzi głównie o współpracowników naszej dyplomacji, wywiadu, tłumaczy i osoby pracujące dla polskiego wojska. W dalszej kolejności byliby kwalifikowani ci, którzy pracowali dla Amerykanów.

Waszyngton na szybko skrzyknął dawnych koalicjantów z Afganistanu, aby nie doszło do ostatecznej kompromitacji USA związanej z chaotyczną rejteradą z tego kraju.

– Nasza misja (ewakuacyjna – red.) przygotowywana również przez Ministerstwo Obrony Narodowej będzie wystarczająco wyposażona w sprzęt, aby sprowadzić do kraju wszystkich tych, którzy powinni do nas trafić, zarówno Polaków wraz z rodzinami, jak również tych ludzi z Afganistanu, którzy współpracowali z nami – poinformował wczoraj premier Mateusz Morawiecki. – Sprowadzimy wszystkich, którzy będą tego chcieli – dodał. Do niedzieli wystawiono jednak zaledwie 45 wiz humanitarnych. Problemem jest też to, że jedyną drogą wydostania się z Afganistanu pozostaje lotnisko w Kabulu, które zostało otoczone przez talibów i na którym panuje kompletny chaos.

– Stworzyliśmy listę byłych współpracowników Polskiej Akcji Humanitarnej, ambasady w Kabulu i Polskiego Kontyngentu Wojskowego, którym trzeba pomóc, bo grozi im niebezpieczeństwo. Wraz z rodzinami będzie to kilkadziesiąt osób – mówi DGP Piotr Łukaszewicz, ostatni ambasador RP w Afganistanie.

Rozważane są trzy scenariusze ewakuacji. Pierwszym jest skorzystanie z samolotów C-130E Herkules. Drugi to wykorzystanie naszego przydziału w ramach natowskiej Strategic Airlift Capability, czyli samolotów Boeing C-17 Globemaster stacjonujących na co dzień na Węgrzech na lotnisku Papa. Trzecia opcja to dogadanie się z sojusznikami, którzy wysyłają własny samolot i mogą nam użyczyć część jego ładowności.

Były prezydent Afganistanu Hamid Karzaj, ogłosił, że utworzona została komisja do sprawnego przekazania władzy talibom. Polityk pozostał w kraju, podczas gdy w niedzielę wraz z najbliższym gronem współpracowników uciekł z niego prezydent Aszraf Ghani. Stwierdził on, że chce uniknąć dalszego rozlewu krwi. – Gdybym został, rodacy zginęliby śmiercią męczeńską, a Kabul zostałby zrujnowany – napisał w poście na Facebooku.

Poza Karzajem do komitetu dołączyli m.in. przewodniczący Najwyższej Rady Pojednania Narodowego Abdullah Abdullah czy były przywódca mudżahedinów i szef partii Hezb-e-Islami Gulbuddin Hekmatjar.

Karzai, który pełnił funkcję prezydenta w latach 2001–2014, poprosił ludzi, aby pozostali w swoich domach i zachowali spokój. Dodał, że on i inni przywódcy polityczni będą kontynuować wysiłki na rzecz pokojowego rozwiązania problemu. W poniedziałkowy poranek opublikował w internecie nagranie, na którym wraz ze swoimi córkami prosi talibów o zapewnienie ludziom bezpieczeństwa.

Rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid potwierdził, że rebelianci prowadzą rozmowy z rządem w sprawie pokojowego przejęcia władzy. – Bojownicy talibscy mają być w pogotowiu przy wszystkich wejściach do Kabulu, dopóki nie zostanie uzgodnione pokojowe i satysfakcjonujące przekazanie władzy – czytamy w oświadczeniu.

– Chcemy zbudować otwarty, inkluzywny rząd islamski – mówił mułła Abdul Ghani Baradar, główny negocjator talibów, który od zeszłego roku prowadził rozmowy pokojowe z rządem afgańskim w Katarze. Dołączyć miałyby do niego również inne frakcje. Talibowie twierdzą, że zapewnią bezpieczne środowisko do powrotu do normalnego życia po dziesięcioleciach wojny.

Jednak wielu Afgańczyków obawia się, że ich rządy będą brutalne i opresyjne już od samego początku. Jednym z sygnałów, który niepokoi ludność, jest to, że chcą zmienić nazwę kraju na Islamski Emirat Afganistanu. Oficjalnej decyzji w tej sprawie spodziewać się będzie można w ciągu najbliższych kilku dni. W międzyczasie talibskim bojownikom nakazano okazywać „pokorę” i nie krzywdzić cywilów.

Ale mieszkańców Afganistanu to nie przekonuje. Część z nich próbuje uciekać. Internet obiegają nagrania, na których widać Afgańczyków, którzy wskakują na skrzydła samolotu podczas kołowania na pasie startowym. Na lotnisku słychać też strzały. Nie jest jasne, czy zostały oddane do ludzi czy wyłącznie w powietrze, by rozproszyć tłumy. Arabskie media informują jednak o śmierci co najmniej pięciu osób.

Wydarzenia porównywane są do upadku Sajgonu w 1975 r., który zakończył wojnę wietnamską i stał się trwałym symbolem klęski po tym, jak tysiące Amerykanów i ich wietnamskich sojuszników zostało wywiezionych z miasta helikopterami.

Kolejne państwa decydują o ewakuacji swoich obywateli i afgańskich współpracowników. Do Wielkiej Brytanii pierwszy lot z Brytyjczykami i personelem ambasady odbył się jeszcze w niedzielę wieczorem. Władze Hiszpanii wysłały w poniedziałek dwa samoloty wojskowe, podobny ruch planują Niemcy.

Polska nie podjęła jeszcze żadnych decyzji. Kto miałby zostać ewakuowany? – Stworzyliśmy listę byłych współpracowników Polskiej Akcji Humanitarnej, ambasady w Kabulu i Polskiego Kontyngentu Wojskowego, którym trzeba pomóc, bo grozi im niebezpieczeństwo. Wraz z rodzinami będzie to kilkadziesiąt osób – mówi Piotr Łukaszewicz, ostatni ambasador RP w Kabulu. – Tych ludzi trzeba wywieźć z lotniska w Kabulu, na którym teraz rządzą Amerykanie. Jest jakaś szansa, by samolot mógł tam wylądować. Największa trudność ewakuowanych może polegać na tym, by się na to lotnisko dostać. Z kolei wysłanie kogoś z lotniska, by ich odebrał, wydaje się nierealne – tłumaczy dyplomata.

Czym mogą zostać ewakuowani polscy współpracownicy z Afganistanu? Na pewno nie będzie to rządowy boeing 737 kupiony z myślą o VIP-ach, który obecnie jest na doposażeniu we Francji. Z kolei samoloty Casa C295 nie są dobrze przystosowane do tego typu misji, ponieważ lecąc nad wysokimi górami, mają stosunkowo małą ładowność. Tak naprawdę opcje są trzy. Pierwsza to skorzystanie z samolotów C-130E Herkules, które posiada Wojsko Polskie. Druga to wykorzystanie naszego przydziału w ramach natowskiej Strategic Airlift Capability, czyli skorzystanie z samolotów Boeing C-17 Globemaster stacjonujących na co dzień na Węgrzech na lotnisku Papa. Wreszcie trzecia opcja to dogadanie się z sojusznikami, którzy wysyłają własny samolot i mogą nam użyczyć część jego ładowności.

Talibowie zapewniają, że nie będzie terroru. Ludność cywilna nie daje temu wiary