- Było powiedziane, że trumny nie będą później otwierane. Ktoś mówił, nie pamiętam kto. Któryś z naszych urzędników państwowych - powiedziała w TVN24 Bożena Mikke, wdowa po Stanisławie Mikke, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.



Jak powiedziała Mikke, na początku była zdziwiona, że zakazano później otwierać trumien. - To mi się wydało takie trochę dziwne - stwierdziła. Jak przypomniała, w wyniku wypadków za granicą giną Polacy i często zdarza się, że rodziny chcą otworzyć trumnę po powrocie ciała do Polski i mają taką możliwość. - Nam to powiedziano, jakoś się z tym pogodziliśmy - dodała.

Mikke zaznaczyła jednak, że sama nie ma wątpliwości co do tego, że w grobie znajduje się jej mąż. - Nikt nie powiedział mi takich słów, które podważyłyby pewność, że tam leżą szczątki mojego męża - mówiła. Dlatego najprawdopodobniej nie będzie chciała ekshumacji zwłok swojego męża.

Bożena Mikke potwierdziła, że słyszała o błędach rodzin przy identyfikacji zwłok. - Jeden z członków rodziny rozpoznał brata i to ciało rozpoznała także inna rodzina - mówiła. Tłumaczyła, że wiele ciał było niekompletnych, więc błędy w identyfikacji są możliwe do zrozumienia.

Wdowa kilkakrotnie podkreślała, że w czasie identyfikacji szczątków nie widziała, aby ciała były w jakikolwiek sposób bezczeszczone. - W czasie identyfikacji okazywano mi ciała, które leżały w salach prosekcyjnych, na kamiennych stołach. Były nieumyte, wszystko miała zapach paliwa - mówiła.

Bożena Mikke odniosła się także do działań prokuratury w sprawie informowania rodzin o postępach w śledztwie. - Prokuratura zapomniała o nas. Bardzo duże było zainteresowanie nami w momencie gdy na początku było szumne informowanie o wynikach śledztwa - powiedziała wdowa.

- Nie informują rodzin o niczym, jeśli się człowiek sam nie postara o to, żeby tam pojechać i się czegoś dowiedzieć - stwierdziła. Zaznaczyła także, że tylko od czasu do czasu dostaje dokumenty z Rosji dotyczące śledztwa. - Na początku nas wzywano na przesłuchania, zeznania, więc kilka razy wszystkie rodziny były w prokuraturze. A teraz nie - mówiła.