Propozycja fińskiej prezydencji ws. budżetu UE na lata 2021-2027 zakłada obniżenie całkowitej kwoty wydatków, ale wiele państw jest temu przeciwnych, a w piątek na szczycie nie zapadną żadne rozstrzygające decyzje - podkreślił szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

W piątek na szczycie szefowie państw i rządów mają rozmawiać o propozycji dotyczącej następnej siedmiolatki, ale choć dyplomaci sugerują, że dojdzie do zaciętej dyskusji, to nie jest planowane żadne rozstrzygnięcie. Propozycja Finlandii zakłada, że poziom wydatków będzie wynosił od 1,03 proc. do 1,08 proc. Dochodu Narodowego Brutto (DNB) 27 państw członkowskich.

W najgorszym scenariuszu oznaczałoby to 85 mld euro mniej niż propozycja Komisji Europejskiej, która przewiduje limit wydatków na poziomie 1,14 proc. DNB. Z kolei Parlament Europejski domaga się znacznie wyższego budżetu o wysokości 1,3 proc. DNB.

"To jest tak naprawdę wstępna ocena propozycji fińskiej" - powiedział polskim dziennikarzom szef Rady Europejskiej. Zaznaczył, że jest ona "oszczędna", bo zakłada obniżenie ogólnej kwoty pieniędzy na kolejne siedem lat, ale - jak przekonywał - nie jest to wymierzone w Polskę czy jakiś inny kraj.

"Mogę państwa wstępnie uspokoić. Ta propozycja jest punktem wyjścia do dyskusji i bardzo wiele państw, a także instytucji, zgłasza zasadnicze zastrzeżenia. KE zapowiedziała, że będzie gorąco namawiała do hojniejszego budżetu" - powiedział Tusk.

Ocenił, że wszystkie kraje zgodzą się co do generalnej zasady dotyczącej przestrzegania rządów prawa i uwarunkowania dostępu do funduszy. "Ale powinniśmy być precyzyjni i w żadnym wypadku nie używać tego jako jakiegoś argumentu tak z góry. Powinny to być możliwie ogólne zasady, z którymi - tak sądzę - wszystkie państwa powinny się zgodzić" - przekonywał przewodniczący Rady.

Jego zdaniem właściwie nie ma państwa UE, które by otwarcie powiedziało, że nie chce przestrzegać zasad praworządności. "Gdyby jakiś kraj powiedział +nie, nie zgadzam się w żadnym wypadku na warunkowanie pieniędzy europejskich rządami prawa+, to oznaczałoby, że chce rządy prawa łamać. (...) Myślę, że i w Budapeszcie, i na Nowogrodzkiej zrozumieją, że gdyby się chcieć odwrócić plecami do podstawowej wartości europejskiej, jaką jest praworządność, to trudno oczekiwać na entuzjazm w Europie" - dodał były polski premier.

Wśród krajów UE nie ma porozumienia w sprawie rozporządzenia dotyczącego powiązania dostępu do środków z przestrzeganiem zasad praworządności. Zaproponowany przez KE instrument miałby chronić unijną kasę przed "ryzykiem finansowym związanym z uogólnionymi brakami w zakresie praworządności w państwach członkowskich". Narzędzie to ma umożliwić zawieszanie i zmniejszanie finansowania ze środków UE lub ograniczenie dostępu do nich.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)