Anty-PiS

Gatunek zagrożony, znany też jako „opozycja” lub „czwórgłowy obóz”. W innym rozumieniu – główne założenie programowe. Przeciwieństwo wstawania z kolan, unaradawiania i centralizacji. Gatunek widywany w debatach telewizyjnych TVP i TVN oraz na ulicach polskich miast i miasteczek. Bezpardonowo atakujący PiS, nawet na jego własnym terytorium przy ul. Woronicza (siedziba TVP). Anty-PiS ma kilku samców alfa, z których każdy myśli, że jest bardziej alfa od pozostałych. To doprowadza do tarć i podgryzania. Jako grupa anty-PiS charakteryzuje się dużą zdolnością mobilizacji, choć szybko traci wolę walki. Gatunek krótkodystansowy, który męczy się po napisaniu pięciu tweetów dziennie.

Banaś Marian

W PiS znany jako pancerno-kryształowy Marian. Pancerz pokazał, reformując skarbówkę jako wiceminister finansów i późniejszy jej szef, a kryształową uczciwość, gdy po tym, jak został ministrem finansów, wyszło, że CBA sprawdza jego oświadczenia majątkowe, bo pełno w nich niejasności, a „Superwizjer” TVN ujawnił, że w jego krakowskiej kamienicy działa hotel na godziny przez nieżyczliwych pieszczotliwie nazywany burdelem. Banaś na ostatniej prostej kampanii, gdy już został prezesem NIK, narobił PiS kłopotów wizerunkowych i poszedł na urlop. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności kontrola CBA zakończy się trzy dni po wyborach. Czy urlop też?

Czajka

Najpoważniejszy incydent kałowy od czasu rządu Hanny Suchockiej, który upadł przez to, że jeden z posłów zatrzasnął się w toalecie. Dla jednych symbol nieudolnych rządów Rafała Trzaskowskiego, dla innych – dowód na to, że zwaśnione strony są w stanie w krytycznej sytuacji usiąść do stołu i wypracować jakieś rozwiązanie. Awarii kolektora doprowadzającego ścieki do stołecznej oczyszczalni nie dało się raczej przewidzieć – zapewne doszłoby do niej także wtedy, gdyby prezydentem miasta był Patryk Jaki, zajęty drążeniem piątej linii metra i budową 19. dzielnicy. Strach pomyśleć, do czego może doprowadzić wystawienie kandydatury Rafała Trzaskowskiego na prezydenta Polski. Ale gdyby nie te awantury wokół działań władz stolicy, dalej żylibyśmy w nieświadomości, że na Wiśle istnieje jakaś wyspa z kozami.

Decentralizacja

Słowo, które podnosi ciśnienie politykom PiS. Gdy prezydenci miast wyszli z propozycją „21 tez samorządowych”, zakładających daleko idącą decentralizację ustroju państwa, tamci oskarżyli ich o „landyzację” kraju i dążenie do osłabienia państwa. I dyskusja zakończyła się, zanim się zaczęła. Nic dziwnego – propozycje samorządowców to kompletne przeciwieństwo modelu, do którego dąży PiS: takiego, w którym dochodzi do rewizji podziału kompetencji na linii rząd – samorząd i w którym władza skupiona jest w centrum. Czyli u premiera.

Elity

Z ust obozu rządzącego jedna z większych obelg, często występuje ze słowem koryto. W liberalnym elektoracie to określenie na głosujących lub żałujących, że nie głosowali na Unię Wolności (dla młodzieży: taka partia, którą rozwalił Donald Tusk, żeby zrobić PO). Jarosław Kaczyński zamierza elity zmienić, bo pracują dla wrogów. To jedyny imposybilizm, z którym prezes PiS nie dał sobie rady przez ostatnie cztery lata. W zmianie mają mu pomóc potomkowie folwarcznych chłopów, jak aktor Jerzy Stuhr określił głosujących na PiS. Elity (te stare) mają być też piętnowane, aby łatwiej je było odróżnić od elit 2.0. Jak będzie wyglądało piętno, prezes nie ujawnił, podobnie nie zdradził, czy obejmie je reforma służby zdrowia, bo ta wymiaru sprawiedliwości – tak.

Frekwencja

To stopień obecności wyborców przy urnach, ale w tej kampanii zyskała status samodzielnej siły politycznej. To ona miała przesądzić o wyniku wyborów. Przez dużą część kampanii toczyły się spory, komu wysoka frekwencja pomoże, a komu zaszkodzi. Biegły one w poprzek politycznych ugrupowań. Można było usłyszeć, że im wyższa obecność przy urnach, tym więcej głosów dla PiS, ale też, że po osiągnięciu pewnego pułapu PiS nie ma żadnej premii, a bonus dostaje opozycja. Ale wszyscy zgodnie obstawiali, że będzie ona rekordowa, bo taka była i w wyborach samorządowych, i europejskich. Teraz czekamy, czy frekwencja wystartuje w wyborach prezydenckich.

Gamechanger

Pojęcie, które w języku opisywania polityki utrwalił dziennikarz „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko. Można je zastąpić rodzimym wyrażeniem punkt zwrotny. Lada chwila po jego, czyli gamechangera, ujawnieniu notowania PiS miały runąć, a opozycji iść w górę. Raz używane na poważnie, kiedy indziej ironicznie, ale w tej kampanii okazało się jak Yeti. Czasami ktoś widział jego ślad lub zapowiadał, że się wydarzy. Raz miały nim być obchody 4 czerwca w Gdańsku i wystąpienia Donalda Tuska, potem afery PiS jak air Kuchciński czy mała Emi (patrz niżej). Była też mityczna taśma z podsłuchanej rozmowy premiera Mateusza Morawieckiego, którą wspominali kelnerzy w aktach afery taśmowej, która miała się pojawić. Z perspektywy całej kampanii wyborczej prawdziwym gamechangerem okazał się wynik wyborów europejskich, w których PiS wygrał z nieoczekiwanie dużą przewagą. To podcięło skrzydła opozycji i sprawiło, że nie była w stanie wygenerować swojego gamechangera. Zresztą, nikt nie wie, co to pojęcie znaczy, no chyba że redaktor Kolanko.

Hejtować

Czasownik nieregularny pochodzący od angielskiego słowa „hate” – nienawiść. W języku polskim z nietypową odmianą. „On”, „ona”, „ono” – hejtuje, ale „ja” lub „ty” – krytykuję, krytykujesz. W liczbie mnogiej „my” – krytykujemy, „oni” – hejtują. W polityce słowo jest poręczne i pozwała łatwo stygmatyzować przeciwnika. Ma też formy rzeczownikowe – dla osoby pierwszej i drugiej to twardy dyskutant, dla trzeciej hejter. Choć często problem jest poważny, a istnienie prawdziwych hejterów jest faktem, o czym świadczą liczne wpisy w mediach społecznościowych, to w kampanii posługiwano się nim w instrumentalny sposób.

Inowrocław

Miasto w woj. kujawsko-pomorskim, gdzie pokój w hotelu (nie na godziny) można wynająć za 173 zł za dobę. Jego prezydentem jest Ryszard Brejza. Prywatnie ojciec Krzysztofa Brejzy, ostatniej nadziei PO, że kiedykolwiek znów przyciągną do siebie młodych ludzi. Inowrocławska historia to odpowiedź działu PR PiS (jak opozycja nazywa media publiczne) na aferę z farmą internetowych trolli atakujących sędziów ziobrosceptycznych (patrz Mała Emi). Najpierw wydawało się, że afera inowrocławska dotyczy tego, że była działaczka PiS wystawiała puste faktury. W takim przekonaniu tkwili wszyscy, ale do akcji wkroczyło TVP Info. Wtedy okazało się, że prawdziwa afera to „wydział nienawiści” – jak TVP Info czule określiła grupę internetowych hejterów, którą miał kierować sam poseł Krzysztof Brejza.

Jachira

Odpowiedź Koalicji Obywatelskiej na posłankę PiS Krystynę Pawłowicz. Główna różnica między nimi polega na tym, że ta druga jadła sałatkę na sali sejmowej, a ta pierwsza dopiero aspiruje do takiej możliwości i zapewne zrobi z tego performance. Symbol dyskusji pomiędzy komitetami wyborczymi dotyczący tego, kto ma gorszych kandydatów na listach. Nie wnikamy, czy rodzaj humoru prezentowany przez Klaudię Jachirę jest najwyższych lotów (nie jest). Potwierdzamy, że przez kilka tygodni dopytywania polityków KO o motywy, jakimi kierowano się przy wciąganiu youtuberki na listę, nie otrzymaliśmy sensownej odpowiedzi. Podobno pani Jachira była też brana pod uwagę jako kandydatka Lewicy, ale politycy SLD uznali, że nie są w stanie jej wybronić. Albo przypomnieli sobie o Magdalenie Ogórek. Politycy PO do żadnych wniosków nie doszli.

Kuchciński

Bohaterowie filmu „Wniebowzięci” mówią: „Człowiek musi sobie czasem polatać”. Jako motto przyjął to marszałek Sejmu Marek Kuchciński. Ujawnienie faktu, że w podróżach towarzyszyli mu członkowie rodziny, sprawiło, że stały się one problemem politycznym dla PiS. Akurat ta partia nigdy nie głosiła hasła taniego państwa, ale punktowała poprzedników za arogancję i pychę, podkreślała, że władza musi być skromna. Podniebne podróże marszałka podawały to w wątpliwość i przypomniały inne głośne wydarzenia, jak premie dla ministrów rządów Beaty Szydło. A opozycja natychmiast podniosła, że została złamana instrukcja lotów HEAD z VIP-ami. PiS reagował, podliczając podniebne wojaże poprzedników, ale że do kampanii było już blisko, to marszałek pożegnał się ze stanowiskiem. Medialnie problem ucichł, ale bohater zostanie w historii z przydomkiem Air Kuchciński.

LGBT

To środowisko zastąpiło imigrantów i Żydów, grupy, które politycy zjednoczonej i skrajnej prawicy wcześniej upodobali sobie do ataków. Żydów atakować już nie wypada, antysemityzm dla większości Polaków (mamy nadzieję) jest powodem do wstydu, ale już niesienie transparentu z napisem: „Niszcz lewactwo i tęczową degenerację” i nalepki: „Strefa wolna od LGBT”, nie jest. Dzięki stosunkowi do osób LGBT można było łatwo odróżnić zwolenników skrajnej prawicy od reszty.

Mała Emi

W Ministerstwie Sprawiedliwości od publikacji Onetu nazywana jest wielkim problemem lub „nie znam i nigdy nie kontaktowałem się z Emilią Sz.”. To twitterowiczka, która celowała w hejcie na sędziów nieuznających tego, co Zbigniew Ziobro robi z wymiarem sprawiedliwości, za „reformy”. W celnym trafianiu wspierał ją wiceminister sprawiedliwości i sędzia Łukasz Piebiak, czego dowiedzieliśmy się z jego korespondencji z Małą Emi. Współpracowali też z nią sędziowie, którzy działania Ziobry popierają. Problem dla Piebiaka skończył się dymisją, a dla jego szefa stał się dowodem, że sędziowie niezależnie od tego, jako oceniają reformy, to nadzwyczajna kasta, która zamiast usprawniać działanie sądów, woli się hejtować i trollować w sieci.

„Nic, co dane, nie będzie zabrane”

Tak w skrócie nazywa się program Koalicji Obywatelskiej. Jest znacznie bogatszy w obietnice, ale wydaje się, że wyborcy tylko tego oczekują od Grzegorza Schetyny. Lider PO wymagał, aby każdemu kandydatowi na posła i senatora 500+ oraz obniżka wieku emerytalnego kojarzyły się natychmiast ze zdaniem „nic, co dane, nie będzie zabrane”. Nie zawsze się udawało. Główny ekonomista PO Andrzej Rzońca może potwierdzić.

Opozycja

Zmienny stan politycznego skupienia różnych politycznych formacji przeciwnych PiS. Raz występuje jako monolit, innym razem jako składak. Mimo że w ostatniej kampanii były trzy bloki, to miały siódemkę frontmenów. Władysław Kosiniak-Kamysz i Paweł Kukiz w PSL, Adrian Zandberg, Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń w lewicy oraz Małgorzata Kidawa-Błońska i Grzegorz Schetyna w PO. Programowo wszystkie partie deklarowały to, co chce dać PiS, plus coś ekstra. Obok stawki jako kontra wobec „bandy czworga”, jak nazywał największe komitety Janusz Korwin-Mikke, była Konfederacja, która zapowiadała, że odbierze to, co dał PiS, ale za to da więcej. W końcówce kampanii coraz silniej było widać, że PSL i lewica się lubią, ale nie lubią KO, która z kolei przestała lubić lewicę, bo sama ma lewe skrzydło. PiS raz starał się rozgrywać różnice programowe opozycji, innym wmawiał, że wszystkie partie chcą tego samego. To, która z opozycyjnych strategii była bardziej skuteczna, pokazał wieczorny wybór.

Paragon hańby

Jedna z nielicznych sytuacji z minionej kampanii, w której nikt nie miał racji, a zarazem ją miał. I nauczka, by nie ufać swoim sztabowcom. Okazało się, że cena leku widoczna na paragonie, który w trakcie debaty telewizyjnej zaprezentował Borys Budka z PO, jest prawdziwa, ale lek jest refundowany. Przy czym chwilę potem okazało się, że nie zawsze. Ale Budka nie wchodził w niuanse. To był błąd, bo nie tylko przekaz okazał się niezrozumiały, ale również wywołał wzmożenie w znanej z niuansowania Telewizji Publicznej. Skończyło się sprostowaniem w wykonaniu TVP. System służby zdrowia jak kulał, tak kuleje.

Rząd

Poręczny kampanijny wehikuł wyborczy. Każde ugrupowanie rządzące korzystało z przewagi, jaką daje bycie u władzy, ale PiS doprowadził to do perfekcji. Wykorzystał wszelkie konwencjonalne możliwości, jakie daje posiadanie ministrów i premiera, czyli gospodarskie wizyty, przecinanie wstęgi, przypadkowe spotkania z Polakami. Tylko w piątek Mateusz Morawiecki był w Katowicach, Sosnowcu, Zawierciu, Jędrzejowie i Opatowie. Łącznie, jak wynika z jego profilu w mediach społecznościowych, w trakcie kampanii był w ponad 200 miejscowościach. Równie intensywnie podróżowali ministrowie, prowadząc własną kampanię i wspierając kolegów z listy. Ale inwencja PiS nie polegała jedynie na robieniu więcej i mocniej tego, co poprzednicy. Dzięki posiadaniu rządu i większościowego zaplecza w Sejmie PiS wprowadził innowacyjny system spełnienia obietnic wyborczych przed wyborami. W ten sposób w momencie podejmowania decyzji do Polaków spływa 500+ na pierwsze dziecko i wiedza, że podatki są obniżane, co może wpłynąć na decyzje, przy której partii postawią krzyżyk na karcie wyborczej.

Sok z Buraka

Latami niedoceniane warzywo, gdy w końcu trafiło do kulinarnego mainstreamu, znów nie ma najlepszej passy, bo zaczęło się kojarzyć z kloacznym humorem i fake newsami. Choć trudno byłoby zakładać, że jakaś strona internetowa na Facebooku jest w stanie przebić Ministerstwo Sprawiedliwości i dokonania jego pracowników na polu hejtu, to okazuje się, że można między nimi stawiać znaki równości. Najciekawsze jest to, że po okresie moralnego wzburzenia strona wciąż działa, ma ponad 800 tys. obserwujących, a pracownik ratusza, któremu przypisuje się związki z „Sokiem z Buraka”, dalej pracuje w ratuszu. Ministerstwo Sprawiedliwości też ciągle funkcjonuje, tak więc możemy chyba uznać, że jest remis.

Tczew

Miasto, pod którym w 1627 r. doszło do bitwy polsko-szwedzkiej, w której szwedzki król Gustaw Adolf został trafiony przez polskiego muszkietera. W tej kampanii trafiony został tam szef klubu PO Sławomir Neumann. A konkretnie przez jednego z działaczy PO nagrywającego kuluarowe rozmowy z nim w roli głównej, dotyczące personalnej układanki i lokalnych koalicji w wyborach samorządowych. Rozmowy suto okraszone tzw. męskim językiem były egzemplifikacją powiedzenia kanclerza Bismarcka, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę i politykę. Była w nich mowa o obronie swoich kandydatów za wszelką cenę, bezpardonowa krytyka lokalnych działaczy PO w Tczewie, lekceważące uwagi o KOD czy obawy o pokazowe aresztowania prezydentów miast. Znalazły się tam stwierdzenia, że jedyne poważne zarzuty mają dotyczyć ówczesnego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Taśmami z nagranej rozmowy obficie do ostatniego dnia kampanii posługiwały się publiczne media, a trafiony nimi Neumann zrezygnował z bycia szefem klubu PO.

Uuuu…

To jęk zawodu, jaki słychać w opozycyjnych mediach po każdym sondażu wyborczym, który pokazuje, że PiS nie traci poparcia, gdy kolejne afery z udziałem polityków tej partii wychodzą na jaw.

Wiadomości TVP

Program informujący rzetelnie o sukcesach rządu i porażkach opozycji, starający się pokazać pełen kontekst wydarzeń. Inne stacje telewizyjne przeoczyły, że Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk była konsekwencją zniesienia wiz do USA i fotela komisarza ds. rolnictwa dla Janusza Wojciechowskiego. Wiadomości niezmiennie udowadniają, że się da, nawet jeśli się nie da. Oraz że nie istnieją kropki, których nie da się połączyć. Choćby takie jak wysyp grzybów w polskich lasach z winą Donalda Tuska i rządami PO-PSL. Zabawa trwałaby dalej w najlepsze, gdyby nie to, że na finiszu kampanii trzeba było opublikować kilka sprostowań.

XD

Młodzieżowe słowo roku 2017. Podobno oznacza histeryczny śmiech. A tego nie brakowało w tegorocznej kampanii. XD mogłoby służyć za podsumowanie większości konwencji, wieców i debat, gdyby nie to, że polityka to jednak poważna sprawa.

Yeti

Tak można określić programy wyborcze dwóch największych obozów politycznych, które ścierały się w tych wyborach. Najpierw PiS oskarżał Koalicję Obywatelską, że ta nie ma programu. Koalicja bała się go pokazać, żeby przypadkiem rząd go nie zrealizował. Kiedy już udało mu się nadać książkowy wymiar, KO przystąpiła do kontrataku i zarzuciła PiS, że mają program tylko w wersji werbalnej. Po kilku dniach jednak pojawił się. W walce o to, kto ma spisany program, padł remis.

Zliczanie mandatów

Czynność wykonywana przez komisje wyborcze na końcu wyborów, ale w trakcie kampanii dokonywana na podstawie sondaży przez analityków i media. Doszły w nim do takiej biegłości, że ten sam sondaż dawał kilka różnych rozkładów mandatów w Sejmie. To wszystko z powodu złośliwości Victora D’Hondta, Belga, który wymyślił system przeliczania poparcia na mandaty. Wszyscy wiedzą, że premiuje większe ugrupowania, ale na tym wiedza się kończy. Resztę znają tylko wtajemniczeni, którzy widząc wyliczenia w mediach, mają sporo zabawy, bo ostateczny wynik zależy nie tylko od poparcia w skali kraju, ale także od rozkładu głosów w poszczególnych okręgach wyborczych. Właśnie te dwa czynniki łącznie powodują np., że PiS potrzebuje 1–2 pkt proc. poparcia mniej niż opozycja, by mieć większość rządową.