Bliscy i koledzy ofiar, przedstawiciele lokalnych władz i kierownictwa kopalni oraz związkowcy upamiętnili w poniedziałek w Rudzie Śląskiej 23 górników, którzy zginęli 11 lat temu w kopalni Halemba.

Katastrofa w Halembie była jednym z najtragiczniejszych wypadków we współczesnym polskim górnictwie. Doszło do niej 1030 metrów pod ziemią. W wyrobiskach wybuchły metan i pył węglowy, zabijając górników, którzy likwidowali ścianę wydobywczą.

Większość przedstawicieli kopalni, którym prokuratura przedstawiła zarzuty w związku z tą sprawą, została już prawomocnie osądzona. Wciąż trwa proces trzech głównych osób z ówczesnego dozoru.

Jak co roku, uroczystości upamiętniające katastrofę rozpoczęła msza w miejscowym kościele pw. Matki Bożej Różańcowej. Poza najbliższymi górników uczestniczyli w niej m.in. przedstawiciele lokalnych władz, wiceprezes Polskiej Grupy Górniczej Jerzy Janczewski, dyrekcja kopalni oraz związkowcy. Po mszy uczestnicy uroczystości złożyli kwiaty pod pamiątkową tablicą.

Związkowcy z Sierpnia '80 tradycyjnie uczcili pamięć górników, zapalając znicze przed kopalnianym zegarem. Szef związku Bogusław Ziętek podkreślił, że po tylu latach od katastrofy wiele osób nie pamięta tego, co się wówczas stało, a w wielu przypadkach pamięć jest powierzchowna.

"Dlatego tak ważna jest nasza obecność tutaj każdego 21 listopada – żeby przypominać, że zginęli tutaj ludzie, którzy zginąć wcale nie musieli, że ci ludzie zostali zamordowani na tej kopalni i że praktyki, które wówczas miały miejsce, tylko na chwilę zostały wyeliminowane" - powiedział Ziętek.

Według niego, mimo pozytywnych procesów zachodzących obecnie w polskim górnictwie, w branży nadal dzieją się też rzeczy złe – niektóre kopalnie są niewłaściwie zarządzane i ciągle widoczna jest pokusa powrotu do praktyk narażania zdrowia i życia górników. "Nie wolno oszczędzać na bezpieczeństwie pracy ludzi" - apelował.

Katastrofa w Halembie była największą tragedią w polskim górnictwie od blisko 30 lat. Doszło do niej 21 listopada 2006 r. podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Górnicy, którzy zginęli, mieli za zadanie wydobycie wartego miliony złotych sprzętu. Większość ofiar tragedii to pracownicy zewnętrznej firmy Mard, która na zlecenie kopalni prowadziła prace likwidacyjne.

Z ustaleń śledztwa, zamkniętego przez Prokuraturę Okręgową w Gliwicach w 2008 r., wynika, że do wybuchu doszło na skutek zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym. Po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc spustoszenie i zabijając większość ofiar.

Według prokuratury, pracownicy byli w Halembie kierowani do prac mimo przekroczeń dopuszczalnych stężeń metanu, w kopalni fałszowano też dokumentację i próbki pyłu węglowego - aby wykazać, że był on neutralizowany pyłem kamiennym. Obrona w trakcie procesu przekonywała, że to, co zdarzyło się w Halembie, było zdarzeniem losowym, niezależnym od ludzi. W sprawie oskarżonych zostało łącznie 27 osób, część z nich od razu dobrowolnie poddała się karze. Na ławie oskarżonych w pierwszym procesie zasiadało 17 mężczyzn.

W styczniu 2015 r., po ponad sześciu latach, Sąd Okręgowy w Gliwicach na 3 lata więzienia skazał b. szefa działu wentylacji Marka Z., oskarżonego o sprowadzenie katastrofy. 14 innych oskarżonych, wśród nich b. dyrektor kopalni Kazimierz D., usłyszało wówczas wyroki w zawieszeniu, dwóch - uniewinniające.

Marek Z. jako jedyny został wówczas skazany na karę bezwzględnego pozbawienia wolności (prokuratura domagała się dla niego ośmiu lat). Pozostali dostali kary pozbawienia wolności w zawieszeniu, także b. dyrektor, dla którego prokuratura chciała siedmiu lat więzienia bez zawieszenia.

W lutym 2016 r. rozpoznający odwołania od wyroku z I instancji Sąd Apelacyjny w Katowicach w części uchylił tamto orzeczenie - do ponownego rozpoznania skierował sprawy Marka Z. (skazując go już prawomocnie na cztery miesiące więzienia za to, że już po katastrofie kazał podwładnemu fałszować dokumentację dotyczącą odczytu stężeń gazów w kopalni), Kazimierza D. i Jana J. - byłego naczelnego inżyniera kopalni, który sprawował też funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu. Ich ponowny proces rozpoczął się w październiku 2016 r. Orzeczenia wobec pozostałych są już prawomocne.

Zgodnie ze wskazaniem sądu apelacyjnego, w nowym procesie sąd ma zasięgnąć opinii biegłych, którzy mają wypowiedzieć się na temat dokładnej przyczyny wybuchu metanu i pyłu węglowego. Specjaliści wskazywali na różne możliwe przyczyny, także naturalne, niezależne od człowieka - np. iskrzenie z opadających skał lub pożar endogeniczny. Od ich opinii będzie zależała ostateczna kwalifikacja czynów przypisywanych trójce oskarżonych.(PAP)

autor: Krzysztof Konopka

edytor: Karolina Wichowska