- Sam oczekuję przeprosin od Kaczyńskiego i PiS. Wierzyłem, że prezes się zmienił po Smoleńsku, ale zostałem okłamany. Kaczyński nie twierdził wtedy, że jego brat został zamordowany a do katastrofy smoleńskiej doszło w wyniku zamachu. W 2010 roku wyrzucił swój stonowany wizerunek na śmietnik, twierdząc, że ci, którzy o mało nie doprowadzili go do wygranej to zdrajcy. Nie mogłem się zgodzić na politykę uprawianą przez PiS i instrumentalne polityczne wykorzystywanie katastrofy smoleńskiej. Dlatego odszedłem z partii - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Kamiński, nawiązując do przebiegu kampanii z 2010 roku, w której prezes PiS złagodził swój wizerunek.
Kamiński przekonuje też, że dziś "po tylu woltach" Kaczyński jest już "marką niewiarygodną", a swoje przywództwo "przeniósł w sferę metafizyczną". - Może liczyć tylko na swoich wyznawców, którzy wierzą że nie ma wolnej Polski i żyjemy w kondominium niemiecko-rosyjskim, ale nie na normalnych wyborców - ocenia eurodeputowany obecnej kadencji.