Około tysiąca ludzi przeszło w marszu antyfaszystowskim ulicami Warszawy. Było spokojnie, nie doszło do żadnych incydentów. Wzięli w nim udział ci, którym nie podobało się to co działo się w stolicy w czasie obchodów święta Niepodległości.

Chcieli powiedzieć zdecydowane "nie" zamieszkom, które wszczęli narodowcy. Ich zdaniem, w Polsce pod hasłami patriotycznymi propaguje się przemoc, a w czasie Marszu zaatakowano m.in. squat, w którym udziela się bezpłatnych porad lokatorom eksmitowanym z mieszkań.

Protest przeszedł Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem do Placu Trzech Krzyży, następnie zahaczył o Plac Zbawiciela, gdzie spłonęła tęcza, dotarli do squatu przy ulicy Skorupki, gdzie 11 listopada doszło do starć mieszkańców budynku z chuliganami