Niedzielne wybory do niższej izby parlamentu Białorusi, Izby Reprezentantów, to były "pseudowybory do łżeparlamentu" - oceniła we wtorek białoruska opozycja, twierdząc, że w rzeczywistości frekwencja nie przekroczyła 50 proc.

"Tego, co się odbyło na Białorusi, nie można uznać za wybory. To były pseudowybory do łżeparlamentu" - oświadczył w poniedziałek lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka na konferencji prasowej, podsumowującej kampanię bojkotu wyborów, w której uczestniczyła jego partia oraz sześć innych organizacji.

Labiedźka przypomniał, że przedstawiciele opozycji i innych sił demokratycznych na Białorusi prowadzili monitoring lokali wyborczych, a także wchodzili w skład niektórych komisji wyborczych. Według niego różne siatki obserwatorów podliczały frekwencję w ponad 1300 lokalach wyborczych na ponad 6400.

"Na podstawie danych, które otrzymaliśmy od naszych ludzi, uczestniczących w różnych siatkach niezależnej obserwacji, stwierdzamy, że ponad połowa wyborców Białorusi nie wzięła udziału w wyborach" - oświadczył Labiedźka. Według danych Centralnej Komisji Wyborczej frekwencja w wyborach wyniosła 74,3 proc.

"W Mińsku wyniki są jeszcze gorsze dla władz - dwie trzecie wyborców nie przyszły do lokali. Potwierdzają to dane obserwatorów i osób pracujących w komisjach. Daje nam to podstawy do twierdzenia, że tak zwane wybory się nie odbyły i nie mogą mieć skutków prawnych dla Białorusi. Nie mamy wybranych deputowanych, nie mamy parlamentu, a zamiast niego czarną dziurę" - oświadczył Labiedźka.

Szef komitetu organizacyjnego na rzecz utworzenia partii Białoruski Ruch Wiktar Iwaszkiewicz przyznał, że nie prowadzono niezależnego monitoringu na wsi, ale podkreślił, że 75 proc. mieszkańców Białorusi żyje w miastach. "Możemy więc mówić, że liczby z monitoringu odzwierciedlają postawę większości" - oznajmił.

Szef Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji Wital Rymaszeuski ocenił, że Białorusini są już zmęczeni pustymi deklaracjami o koordynowaniu działań opozycji i o wspólnej działalności, które nie są później wypełniane. "Dlatego proponujemy konkretne zadanie: przekazanie narodowi i społeczeństwu rzeczywistych liczb z wyborów: ile osób zagłosowało i że wybory się nie odbyły" - oznajmił, dodając, że siedem opozycyjnych organizacji rozpocznie tę kampanię w stolicy.

Druga część kampanii ma być poświęcona solidarności z więźniami politycznymi. "Jak wykazała kampania parlamentarna, ludzie nawet w Mińsku nie wiedzą o więźniach politycznych" - powiedział. Przedstawiciel opozycyjnej organizacji młodzieżowej Młody Front Mikałaj Dziemidzienka przypomniał, że niedawno stworzyła ona stronę internetową, na której można złożyć podpis na rzecz zwolnienia więźniów politycznych.

Iwaszkiewicz podkreślił, że należy ludziom wytłumaczyć, iż problemy, których doświadczają, są skutkiem obecnego reżimu. "Właśnie dlatego pogarsza się sytuacja społeczno-gospodarcza" - zaznaczył.

Oprócz wspomnianych wyżej organizacji w konferencji prasowej uczestniczyła niezależna Rada Białoruskiej Inteligencji, kampania "Europejska Białoruś" oraz związek zawodowy pracowników przemysłu radiowego i elektronicznego.

Według monitoringu Białoruskiego Komitetu Helsińskiego i Centrum Praw Człowieka "Wiasna" ze 150 lokali wyborczych frekwencja była niższa od podanej oficjalnie o 18,9 pkt proc.

We wtorek wyniki własnego monitoringu z prawie 60 lokali przedstawił także międzynarodowy projekt "Obserwowanie wyborów: teoria i praktyka". W raporcie z tej obserwacji napisano, że rozbieżność między danymi o frekwencji komisji wyborczych i obserwatorów różniła się o 173 proc.

Na Białorusi wybory do Izby Reprezentantów odbywają się według ordynacji większościowej, a więc do parlamentu przechodzą kandydaci, którzy w pierwszej turze zdobędą ponad 50 proc. głosów, a frekwencja wyniesie co najmniej 50 proc. Można też głosować przeciw wszystkim kandydatom.

CKW ogłosiła, że w pierwszej turze wybrano 109 ze 110 deputowanych.