Zastrzegł, że jest to jego opinia i nie chciałby, by traktować ją jako wiążącą na obecnym etapie wyjaśniania sprawy.
Jak dodał, komisja ustaliła, że komenda: "odchodzimy na drugie zejście" padła "nieco później, niż określono to w polskich uwagach do projektu raportu MAK". "Dowódca załogi (Arkadiusz Protasiuk) wypowiedział te słowa jako pierwszy, co potwierdził drugi pilot (Robert Grzywna). Jeśli chodzi o szczegóły, nie chciałbym się wypowiadać" - zaznaczył Grochowski.
Poinformował również, że ekspertom udało się odczytać wcześniejszą komendę, ze znakiem zapytania: "Nic nie widać"; nie wiadomo jednak, kto wypowiedział tę uwagę.
W ustaleniu przebiegu ostatnich sekund lotu ma komisji pomóc symulacja przeprowadzona na Tu-154M. W poniedziałek Grochowski nie był w stanie sprecyzować, kiedy eksperyment zostanie przeprowadzony. "Jeszcze nie jesteśmy gotowi, by podjąć się tego zadania. Jesteśmy po konsultacji w komisji" - dodał.
Przyznał też, że dotychczasowe ustalenia polskiej komisji w tym zakresie są w sprzeczności z ustaleniami zawartymi w raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. MAK jako jedną z przyczyn katastrofy podał brak decyzji załogi o odejściu na lotnisko zapasowe. "Decyzja, która pada ("odchodzimy" - PAP), jest na 100 proc. pewna" - powiedział zastępca przewodniczącego polskiej komisji. Dodał, że m.in. to ma wyjaśnić eksperyment na Tu-154M.
"Oczekujemy odpowiedzi na pytanie, czy podjęte przez załogę pewne czynności mogą się potwierdzić"
"Oczekujemy odpowiedzi na pytanie, czy podjęte przez załogę pewne czynności mogą się potwierdzić. Mówimy, że półtorej sekundy przed zderzeniem z pierwszym drzewem była już reakcja. Jesteśmy na etapie bardzo szczegółowego analizowania tego etapu lotu" - powiedział Grochowski.
Pułkownik nie odniósł się do uwag polskiej komisji dołączonych do opublikowanego w ubiegłym tygodniu raportu MAK, dotyczących błędów kontrolerów. Powiedział jedynie, że jeszcze w tym tygodniu upubliczniona zostanie informacja dotycząca tego, co działo się na wieży podczas lądowania Tu-154M.
Dopytywany przyznał, że na wieży były co najmniej trzy osoby. "Na pewno wiemy, że były trzy. W Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym trwają badania zapisów tła z wieży; mają one dać odpowiedź, czy był tam ktoś jeszcze" - dodał.
Grochowski powiedział, że pułkownik Krasnokutski (o nim również wspomniano w polskich uwagach; miał brać udział w sprowadzaniu rosyjskiego Iła, a w przypadku polskiego samolotu m.in. stwierdzić: "doprowadzamy do 100 metrów i koniec rozmowy" - PAP) był odpowiedzialny za zorganizowanie przylotu dnia 7 i 10 kwietnia 2010 roku. "Jego obecność na wieży była uzasadniona" - ocenił Grochowski.