Ani ja ani Mirosław Drzewiecki nie rekomendowaliśmy Magdaleny Sobiesiak do zarządu Totalizatora Sportowego zeznał przed komisja śledczą Rosół.
Rosół przyznał jednak, że 26 czerwca 2009 r. wysłał do wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza maila w sprawie Magdaleny Sobiesiak, w którym użył sformułowania "rekomendacja". Zapewnił jednak, że nie chodziło mu o rekomendacje sensu strice, czy jakieś polecenie, ale raczej o konsultacje, czy ma ona szanse w konkursie na to stanowisko.
Wysłałem maila z rekomendacja dla Pani Sobiesiak, ale z inną intencją
"Nikt mi nie kazał napisać takiego maila. Minister Drzewiecki o tym mailu nie wiedział. (...) Intencją maila było zapytanie, czy ta osoba ma odpowiednie kwalifikacje, żeby ubiegać się o stanowisko w zarządzie TS, ponieważ wcześniej rozmawialiśmy o tym, że będą dokonywane zmiany" - powiedział śledczym Rosół.
Wcześniej Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał świadka, czy napisał do Leszkiewicza maila o treści: "W załączeniu przesyłam cv osoby rekomendowanej przez ministerstwo sportu i turystyki do zarządu TS. Napisz proszę w jakim terminie może nastąpić wybór".
Rosół poprosił, by Arłukowicz okazał mu ten dokument, ale poseł powiedział, że nie ma dokumentu tylko publikacje prasowe. Wówczas Rosół stwierdził, że nie będzie się ustosunkowywać do publikacji medialnych.
Ostatecznie Rosół stwierdził, że nawet jeśli napisał maila o takiej treści, to później wyjaśnił Leszkiewiczowi, że to nie jest rekomendacja, tylko zapytanie, czy ta osoba ma odpowiednie kwalifikacje. "Ani minister Leszkiewicz nie potraktował tego jako rekomendacji, ani ja tego nie traktowałem jako rekomendacji. Po prostu wysłałem maila" - mówił.
Wyjaśnił, że zrobił to, ponieważ z jednej strony wiedział, że Magdalena Sobiesiak szuka pracy, a z drugiej strony Leszkiewicz mówił mu o konkursie na członka zarządu TS. Rosół dodał, że Leszkiewicz prosił go, by powiedział mu, jeśli "będzie wiedział o kimś, kto ma dobre papiery".
Arłukowicz dopytywał Rosoła, ile wysłał maili "z rekomendacjami osób prywatnych na stanowiska w spółkach skarbu państwa do różnych innych instytucji". "Ani jednego maila" - zapewnił.
Po tych wyjaśnieniach Beata Kempa (PiS) złożyła wniosek o okazanie świadkowi dokumentu z treścią maila do Leszkiewicza, który jak się okazało jest w posiadaniu komisji, ale został utajniony przez prokuraturę. Po półgodzinnej przerwie śledczy uzyskali od prokuratury informację, że mogą okazać Rosołowi dokument pod warunkiem, że odbędzie się to w miejscu jego przechowywania. Wówczas Arłukowicz poprosił o przerwę, aby świadek mógł się zapoznać z dokumentem. Komisja odrzuciła jednak ten wniosek. "Będzie on zrealizowany wtedy, kiedy przyjdzie pora na pana wypowiedź lub innego posła" - powiedział przewodniczący komisji Mirosław Sekuła (PO).
W odpowiedzi na pytania Jarosława Urbaniaka (PO) Rosół zapewniał, że "nie było żadnego pomysłu usadowienia Magdaleny Sobiesiak w Totalizatorze Sportowym". "Jest to teza pana Mariusza Kamińskiego, którą - niestety - część opinii publicznej podziela" - powiedział.
O konkursie w TS dowiedziałem się od Leszkiewicza
Marcin Rosół zeznał przed hazardową komisją śledczą, że o konkursie na członka zarządu Totalizatora Sportowego dowiedział się od wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza. Dodał, że gdy Ryszard Sobiesiak pytał go o pracę dla córki, powiedział mu o tym konkursie.
"Poinformował mnie (Leszkiewicz - PAP) prawdopodobnie w maju 2009 roku, że w związku z konfliktem we władzach TS będą dokonywane zmiany we władzach spółki. W związku z tym minister Leszkiewicz ma pomysł, aby ministerstwo sportu, które otrzymuje środki z Totalizatora Sportowego na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej, wysunęło swojego przedstawiciela do rady nadzorczej. A jeśli chodzi o funkcję członka zarządu poinformował mnie, że będzie konkurs i jeśli znam kogoś, kto szuka pracy a ma odpowiednie kwalifikacje, to abym taką osobę zachęcił do startu w konkursie" - powiedział Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki.
Jak tłumaczył, Leszkiewicz zadzwonił do niego w tej sprawie. Rosół dodał, że powiedział o tym Drzewieckiemu, który postanowił rekomendować na stanowisko członka rady nadzorczej TS dyrektor generalną ministerstwa sportu i turystyki Monikę Rolnik.
"To wydarzenie zbiegło się z rozmowami z panem Sobiesiakiem (biznesmenem branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem - PAP), który szukał pracy dla córki. Chciała ona odejść z rodzinnego biznesu. Pan Sobiesiak przedstawiał jej doświadczenie zawodowe i kilkakrotnie dzwonił do mnie w tej sprawie. Raz poinformowałem go o wakacie w Centralnym Ośrodku Sportu w Szczyrku. Podczas jednej z rozmów na pytania, czy wiem coś o konkursach, odpowiedziałem, że wiem, że będzie konkurs w Totalizatorze Sportowym. Jeżeli pani Magdalena Sobiesiak będzie zainteresowana, to niech wystartuje" - powiedział.
Dodał, że po pewnym czasie Ryszard Sobiesiak poinformował go, że jego córka jest zainteresowana i zapytał, jakie działania ma podjąć. "Poporosiłem pana Sobiesiaka o przesłanie do mnie jej CV. Po otrzymaniu CV, przesłałem je do ministra Leszkiewicza, aby ocenił, czy ta osoba ma takie kwalifikacje, o których ze mną rozmawiał" - zeznał.
Dodał, że Leszkiewicz pozytywnie wyraził się o kwalifikacjach Magdaleny Sobiesiak. "Uznał, że powinna startować w konkursie" - powiedział.
Dodał, że z Magdaleną Sobiesiak spotkał się prawdopodobnie na początku sierpnia 2009 r; wówczas córka biznesmena pokazała mu swoje dokumenty, które były wymagane do udziału w konkursie. "Powiedziałem jej, że skoro ma wszytko zgromadzone, niech je składa. Na tym skończyła się moja rola. Przestałem się tą sprawą interesować" - powiedział.
"Oświadczam, że z nikim z komisji konkursowej nigdy się nie kontaktowałem i nie wpływałem na jej prace" - zaznaczył
Rosół: nie ustawiałem przetargu w Czorsztynie
Marcin Rosół nie zgodził się w czwartek przed hazardową komisją śledczą z sugestią, że "ustawił przetarg" na dzierżawę wyciągu narciarskiego w Czorsztynie. To absurd - mówił.
Portal tvp.info poinformował w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym miał interesować się biznesmen Ryszard Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg.
Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą; Sobiesiak w rozmowach z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego, został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO. Według tvp.info aktywany w tej sprawie był także Rosół.
Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki, podkreślał w czwartek przed komisją, że nie znał sprawy Czorsztyna, a teza, że zajmował się tamtejszym przetargiem "powstała tylko w oparciu o jedną rozmowę telefoniczną z Ryszardem Sobiesiakiem". "Nigdy się tym nie zajmowałem, nie znam pana Lecha Janczego, absolutnie nic w tej sprawie nie wiem" - oświadczył.
"Jednak w mediach pojawiła się sugestia, jakobym 29 września 2009 roku - dwa dni przez wybuchem afery (hazardowej) - podczas trzyminutowej rozmowy z Sobiesiakiem miał ustawić jakiś przetarg. Ponad moje możliwości, czysty absurd. Absurd tym większy, że od 1 października, kiedy wszystko zostało +wylane w mediach+, bez zażenowania i skrępowania miałbym ustawić przetarg. Zakładam, że nawet pan Kamiński (były szef CBA) nie wierzy, że jestem idiotą" - mówił.
Rosół dodał, że po ujawnieniu tzw. afery hazardowej 1 października w "Rzeczpospolitej" Drzewiecki został wezwany z urlopu za granicą, 3 października wystąpił na długiej konferencji prasowej, 5 października podał się do dymisji, a tego samego dnia zmarła jego matka. Jak mówił, formułowanie zarzutu o ustawianie przetargu w tych okolicznościach jest nie tylko nieprawdziwe, ale także jest "obrazą ludzkiej godności".
Rosół o spotkaniach w resorcie ws. pisma z 30 czerwca 2009
B. szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół opowiedział w czwartek komisji hazardowej o spotkaniach Mirosława Drzewickiego ze swoimi urzędnikami ws. pisma z 30 czerwca 2009 r. Drzewiecki mówił wcześniej, że pismo było wynikiem nieporozumienia.
Rosół omówił szczegóły spotkań z 19 i 20 sierpnia 2009 roku, które dotyczyły podpisanego przez Drzewieckiego pisma do wiceministra finansów Jacka Kapicy z 30 czerwca 2009 r. w sprawie wykreślenia dopłat z projektu nowelizacji ustawy hazardowej.
Pieniądze z tych dopłat miały iść nad inwestycje sportowe, a według materiałów CBA na zablokowaniu wprowadzenia dopłat zależało biznesmenom z branży hazardowej - Ryszardowi Sobiesiakowi i Janowi Koskowi - którzy w tej sprawie lobbowali u Drzewieckiego i ówczesnego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego.
Rosół powiedział, że 19 sierpnia rano, przed spotkaniem ministra sportu z premierem Donaldem Tuskiem, Drzewiecki zaprosił do swojego gabinetu jego, dyrektor generalną Monikę Rolnik, dyrektor departamentu ekonomiczno-finansowego Bożenę Pleczeluk oraz dyrektora departamentu prawno-kontrolnego Rafała Wosika.
Na tym spotkaniu, według Rosoła, minister miał prosić o przedstawienie harmonogramu prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych w kontekście prac na zabezpieczeniem finansowania Euro 2012 oraz informacje, kto i na jakim etapie brał udział w formułowaniu stanowiska resortu sportu. Drzewiecki, jak stwierdził świadek, miał się szczególnie interesować procesem powstawania pisma z 30 czerwca 2009 r do wiceministra Kapicy.
"Wosik powiedział, że to on jest autorem pisma i przygotował je na polecenie dyrektor Rolnik" - powiedział Rosół.
Jak dodał, Wosik powiedział wówczas, że w piśmie jest informacja o rezygnacji z budowy drugiego etapu Narodowego Centrum Sportu (chodziło o takie inwestycje jak hala widowiskowo-sportowa, kryta pływalnia) i konieczności zmiany uzasadnienia wprowadzenia dopłat w ustawie hazardowej. Następnie, jak relacjonował Rosół, Wosik odczytał to pismo, a minister Drzewiecki i dyrektor Rolnik stwierdzili, że pismo ewidentnie wskazuje na rezygnację z dopłat, a nie na konieczność zmiany uzasadnienia.
Według Rosoła, Wosik powiedział, że pismo można różnie interpretować, ale żeby nie było niedomówień, napisze pismo wyjaśniające do resortu finansów. Rosół relacjonował, że Drzewiecki postanowił jednak nie wysyłać takiego sprostowania, dopóki nie pojawi się taka potrzeba, a następnie minister udał się na spotkanie z premierem.
"20 sierpnia w rozmowie z ministrem Drzewieckim zapytałem go, czy kwestia nowelizacji wieloletniego planu inwestycyjnego oraz zwiększenie środków na Stadion Narodowy została rozstrzygnięta po myśli Ministerstwa Sportu. Minister powiedział, że tak. Była to jedyna informacja, którą przekazał mi minister Drzewiecki po spotkaniu z premierem" - zapewnił Rosół.
Później, jak relacjonował, minister ponownie spotkał się z Rolnik i Wosikiem, a następnie z Rosołem w sprawie pisma z 30 czerwca 2009 r. "Minister nie obciążając mnie za wynikłe nieporozumienie, poprosił, abym w związku z nim zwracał jeszcze większą uwagę na wszystkie dokumenty, które przygotowują urzędnicy i dają do podpisu ministrowi" - dodał.
Rosół powiedział też, że przyczyną nieporozumienia wokół nowelizacji ustawy hazardowej był "ewidentny błąd ministra finansów". Jego zdaniem szef resortu finansów nie mógł nie wiedzieć, że całość inwestycji związanych z Euro 2012 musi być finansowana z budżetu państwa, gdyż taka była uchwała Rady Ministrów z czerwca 2008 r. "Jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to albo to wynika z braku wiedzy, albo ze złej woli" - zaznaczył.
Również Drzewiecki mówił przed komisją, że treść pisma z 30 czerwca była wynikiem nieporozumienia pomiędzy urzędnikami Ministerstwa Sportu oraz "zwykłego ludzkiego błędu". Przekonywał także, że inwestycje związane z Euro 2012 musiały być finansowane z budżetu państwa, a nie z dopłat do gier hazardowych, co było niepewnym źródeł pieniędzy m.in. z tego powodu, że nawet data wejścia w życie noweli wprowadzającej dopłaty nie była znana.
Rosół: w "Pędzącym króliku" nie informowałem o akcji CBA
Marcin Rosół oświadczył w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że podczas spotkania z córką Ryszarda Sobiesiaka - Magdaleną 24 sierpnia 2009 roku nie informował jej o akcji CBA w sprawie tzw. afery hazardowej, bo o akcji nie wiedział.
"Oświadczam, że nie mogłem informować pani Sobiesiak o operacji specjalnej prowadzonej wobec jej ojca przez CBA z tego oczywistego powodu, że tego nie wiedziałem" - powiedział Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki.
"O akcji CBA dowiedziałem się z publikacji z +Rzeczpospolitej+ w dniu 1 października 2009 r. Nie mam żadnych dowodów swojej niewinności. Nie nagrałem rozmowy, nie mam także bezspornego dowodu, że nie wiedziałem o sprawie. Ale w demokratycznym państwie prawa to nie ja mam dostarczyć dowody swojej niewinności. To pan Kamiński (były szef CBA Mariusz Kamiński), na poparcie swojej niezachwianej pewności, powinien był przedstawić dowody, czego do dzisiaj nie zrobił" - powiedział Rosół.
"Nie byłem źródłem przecieku, ani elementem przecieku. (...) Uważam, że całkowicie chybiona jest wylansowana w opinii publicznej przez pana Kamińskiego teza o rzekomym przecieku" - powiedział. Dodał, że nie ma też żadnego związku pomiędzy spotkaniem Kamińskiego z premierem Donaldem Tuskiem 14 sierpnia 2009 roku (wtedy ówczesny szef CBA poinformował Tuska o tzw. aferze hazardowej), a wycofaniem się Magdaleny Sobiesiak z konkursu w Totalizatorze Sportowym, czego dotyczyło spotkanie z 24 sierpnia 2009 roku.
Jak tłumaczył, na przełomie lipca i sierpnia 2009 r. uzyskał informacje o donosach na nepotyzm w TS. "Informacje te uzyskałem od Andrzej Kawy, wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu. Pan Andrzej Kawa pod koniec lipca poinformował mnie, że pana Marek Przybyłowicz, były pracownik Totalizatora sportowego, a także działacz związku tenisa stołowego pisze do różnych instytucji donosy i zwraca uwagę na zjawisko nepotyzmu w Totalizatorze Sportowym, mającego polegać na próbie przejęcia wpływów przez tzw. +mafie łódzką+ usadowiona w ministerstwie sportu" - tłumaczył Rosół.
Jak zaznaczył, ta mafia - to w rozumieniu Przybyłowicza - minister Drzewiecki i dyrektor generalna resortu sportu i turystyki Monika Rolnik. "Przypadek sprawił, że oboje pochodzą z Łodzi" - powiedział Rosół.
Tłumaczył, że wówczas zignorował tę informację jako "idiotyczna i nieprawdziwą". O rozmowie z Kawą poinformował jednak Rolnik po jej powrocie z urlopu w pierwszej połowie sierpnia 2009 r.
"Pani Rolnik poinformowała mnie wówczas, że 10 lipca trafił do niej, jako do członka rady nadzorczej Totalizatora Sportowego donos, który napisał pana Marek Przybyłowicz w sprawie nepotyzmu. O powyższym, w dniu 17 lub 18 sierpnia, a po powrocie z długiego weekendu, poinformowałem ministra Drzewieckiego" - wyjaśnił.
Jak dodał, powiedział też wówczas Drzewieckiemu, że w tej sytuacji nie jest najlepszym pomysłem, aby do zarządu TS kandydowała Magdalena Sobiesiak, bo z uwagi na wysokie kwalifikacje ma duże szanse go wygrać. Dodał, że minister sportu wcześniej nie wiedział, że Sobiesiak chce kandydować w tym konkursie. Drzewiecki zgodził się z Rosołem i poprosił go, żeby poinformował córkę Sobiesiaka, że jest to zły pomysł.
Rosół - jak tłumaczył - nie potraktował tej sprawy jako pilnej, dlatego umówił się z nią w dniu, w którym ona będzie w Warszawie. "Uważałem, że kultura osobista oraz dobre obyczaje nakazują mi, abym taką prośbę przekazał jej osobiście, co też uczyniłem" - zaznaczył. Do spotkania doszło 24 sierpnia 2009 roku w warszawskiej kawiarni "Pędzący królik".
Relacjonował, że na spotkaniu w "Pędzącym króliku" powiedział Magdalenie Sobiesiak, że nie ma przeszkód merytorycznych i formalnoprawnych, aby kandydowała w konkursie, jednak "z uwagi na donosy pana Marka Przybyłowicza" zasugerował jej, "aby wycofała aplikacje, ponieważ jeśli wygra konkurs to pan Przybyłowicz swoimi pismami będzie zatruwał życie jej, jej ojcu, ministrowie Drzewieckiemu i w końcu także jemu".
Dodał, że powiedział jej, że stanowisko w TS nie jest tego warte. "Nie żądałem wycofania się z konkursu. Opisałem ryzyka, związane z ewentualnymi działaniami wrogo nastawionych osób. Decyzja należała do pani Sobiesiak" - powiedział.
Rosół: nie pomagałem Sobiesiakowi ws. przetargu w Warszawie
Marcin Rosół zapewnił w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że nie pomagał Ryszardowi Sobiesiakowi w "ustawieniu przetargu" na lokal na warszawskim Żoliborzu.
Rosół, współpracownik Mirosława Drzewieckiego w czasie, gdy kierował on resortem sportu, relacjonował przed komisją, że w kwietniu lub w maju 2009 roku Sobiesiak zwrócił się do niego o sprawdzenie, czy to prawda, że przetarg, w którym chce się ubiegać o lokal przy ulicy Mickiewicza w Warszawie, może być "ustawiony pod jakiegoś oferenta".
"Zdziwiłem się tą informacją, bo wszystkie przetargi ogłaszane są na stronach internetowych publicznych serwerów. Niemniej wykonałem do przewodniczącego rady dzielnicy (Żoliborz) jeden telefon z pytaniem, czy przetarg na lokal przy ulicy Mickiewicza jest już ogłoszony i czy wszystko jest w porządku, ponieważ mam sygnał, że są jakieś nieprawidłowości" - mówił Rosół.
Dowiedziałem się - relacjonował dalej Rosół - że przetarg dopiero będzie ogłoszony, informacja o nim będzie dostępna w internecie i że "wszystkie procedury będą dochowane".
Rosół dodał, że po uzyskaniu tych informacji, powiedział Sobiesiakowi, żeby "zainwestował w człowieka, którego posadzi przed komputerem" i który przypilnuje terminuje ogłoszenia przetargu i samego przetargu.
Rosół zapewnił, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo "kompletnie" nie interesował się tą sprawą, nie interesowała go również aktywność zawodowa pana Sobiesiaka.
Podkreślił też, że Sobiesiak przegrał ten przetarg na lokal. "Gdybym, jako osoba związana z rządzącą partią, chciał coś załatwić, to, przyjmując rozumowanie (byłego szefa CBA Mariusza) Kamińskiego, powinienem być skuteczny. (...) Czy jeden grzecznościowy telefon na przestrzeni pięciu miesięcy można nazwać załatwianiem, pilotowaniem? Absurd"- oświadczył.
5 października "Rzeczpospolita" opublikowała stenogramy z podsłuchanych przez CBA rozmów, z których wynika, że 24 sierpnia Ryszard Sobiesiak prosił córkę Magdalenę, by zapytała Rosoła "o lokal na Mickiewicza, bo miał pilotować, a tam jest nowy przetarg".
Rosół zapewnił też, że nigdy nie miał w ramach swojej działalności politycznej lub urzędniczej kontaktu ze sprawami hazardowymi. "Nigdy w życiu nie byłem w kasynie, salonie gier, nigdy w życiu nie pociągnąłem za wajchę jednorękiego bandyty" - oświadczył.
Rosół: nigdy niczego nie załatwiałem Sobiesiakowi
Współpracownik Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół oświadczył w czwartek przed hazardową komisją śledczą, że nigdy niczego w żadnym ministerstwie ani urzędzie nie załatwiał dla biznesmena Ryszarda Sobiesiaka.
Rosół, który był szefem gabinetu politycznego ministra sportu, w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki, zeznał, że Sobiesiaka poznał we wrześniu 2008 roku, kiedy z ministrem Drzewieckim był na otwarciu boiska "Orlik" w Małopolsce.
Podkreślił, że podczas rozmowy Sobiesiak, który przedstawił się jako biznesmen związany z branżą hotelowo-turystyczną, zwrócił uwagę, że z winy urzędników jego inwestycja związana z wyciągiem narciarskim nie może być otwarta przed sezonem. "Poinformowałem Sobiesiaka, że nie znam sprawy. (...) Przekazałem mu swoją wizytówkę i poinformowałem, aby zwrócił się do mnie po powrocie do Warszawy" - relacjonował Rosół.
W jego ocenie, prośba biznesmena była jak "interwencja każdego innego petenta, który nie może uzyskać informacji od urzędu centralnego". "Nie dziwiłem się, że prosi mnie o pomoc, bo inwestycja dotyczyła obiektu z zakresu infrastruktury sportowej" - dodał.
Zaznaczył, że w Warszawie "zorientował się w sprawie" i okazało się, że "dokument czekał do odbioru w Ministerstwie Środowiska".
"Pan Sobiesiak poprosił mnie, czy mógłbym grzecznościowo przefaksować mu ten dokument. Dokument przefaksowałem. Nie znałem i do dziś nie znam treści tego dokumentu. Nie załatwiałem żadnej decyzji w Ministerstwie Środowiska" - mówił Rosół.
Jak zeznał, Sobiesiak zwrócił się do niego jeszcze w innej sprawie dotyczącej kontroli z Ministerstwa Infrastruktury, która miała potwierdzić konserwację i dopuszczenie do użytku wyciągu. "Decyzja czekała do odbioru. Przekierowałem pana Sobiesiaka do Ministerstwa Infrastruktury" - powiedział Rosół.
Jak wynika z zeznań przed komisją byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, Rosół miał załatwić w Ministerstwie Środowiska zezwolenie na trwałe wylesienie gruntów, na których firma Sobiesiaka budowała wyciąg narciarski (tzw. sprawa Zieleńca).
"Rzeczpospolita" podała, że we wrześniu 2008 roku Sobiesiak skarżył się Mirosławowi Drzewieckiemu, że nie zrobi wyciągu przed zimą, a minister sportu obiecał pomoc; biznesmen rozmawiał też o tej sprawie z Rosołem. "Rz", powołując się na analizę CBA, opublikowała też stenogram rozmowy Rosoła z Sobiesiakim (listopad 2008), podczas której współpracownik Drzewieckiego mówił: "My załatwiliśmy ci wycinkę, ale śniegu ci nie załatwimy".
Rosół potwierdził także, że był na weekendzie narciarskim w pensjonacie Sobiesiaka w Zieleńcu, ale - jak podkreślił - spędził tam dwa dni, tylko z kolegą, a za pobyt zapłacił ze swoich pieniędzy.
Z kolei były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed komisją w styczniu, że Rosół spędził ferie zimowe w ośrodku Sobiesiaka z żoną i teściem. "Była to forma jakby podziękowania za załatwienie wycinki drzew w ministerstwie środowiska" - mówił Kamiński.
W ocenie Rosoła, były szef CBA wykorzystał "strzępy faktów" do ataku na polityków PO i rząd Donalda Tuska. Rosół ocenił, że Kamiński przedstawiając w sierpniu 2009 roku premierowi materiał dotyczący tzw. afery hazardowej, "rozpoczął swoistą rozgrywkę z demokratycznie wybranym rządem, w której chodziło o zdyskredytowanie polityków partii rządzącej". "W tej rozgrywce użył mojej osoby jako pionka, który nie ma imienia, nie ma rodziny, nie ma znajomych, nie ma pracy, pionka, którego można bezkarnie pomówić i oczernić" - dodał.
"W wyniku tej akcji jeden z najlepszych ministrów w rządzie został zmuszony do odejścia w niesławie" - mówił Rosó