Jak powiedział w niedzielę rozmowie z PAP attache prasowy ambasady w Berlinie Dariusz Pawłoś, mimo pandemii koronawirusa i konieczności głosowania pocztą, tegoroczna frekwencja jest znacznie wyższa od tej z 2015 roku, kiedy głos oddało niecałe 20 tys. mieszkających w Niemczech Polaków.
"Pięć lat temu również można było głosować korespondencyjnie, ale skorzystał z tego ułamek głosujących - zauważył Pawłoś.
Niemiecka poczta do soboty dostarczała do polskich placówek zwrotne koperty wyborcze z oddanymi głosami. W niedzielę docierały też pakiety przesyłane przez kuriera. Przez weekend do komisji wpłynęło około tysiąca przesyłek.
"Trzeba powiedzieć, że w części przypadków niemieckiej poczcie dany czas ponad tygodnia nie wystarczył na dostarczenie i odesłanie pakietów wyborczych" - stwierdził attache.
Pawłoś podkreślił, że choć koperty zwrotne nadchodziły przez cały tydzień, to liczenie głosów zacznie się dopiero po zamknięciu lokali wyborczych o godz. 21.
Jak zaznaczył attache, wielu Polaków mieszkających w Niemczech zdecydowało się oddać głos w kraju. Ambasada przypomina, że jeśli dojdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich, to obywatele RP, którzy nie zarejestrowali się na pierwszą turę będą mieli czas tylko do końca poniedziałku, aby się zgłosić i móc zagłosować korespondencyjnie.