Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn oraz minister finansów w jej gabinecie cieni John McDonnell wzięli na siebie odpowiedzialność za ciężką porażkę w czwartkowych wyborach do brytyjskiej Izby Gmin. Laburzyści zanotowali najgorszy wynik od 1935 r.

"Przepraszam za to, że zawiedliśmy, i biorę za to odpowiedzialność" - napisał Corbyn na łamach "The Sunday Mirror", niedzielnego wydania tabloidu "Daily Mirror", który jednoznacznie popiera Partię Pracy. "Pozostaję dumny z kampanii, którą stoczyliśmy. Jestem dumny, że niezależnie od tego, jak nisko zeszli nasi przeciwnicy, odmówiliśmy dołączenia do nich w rynsztoku. I jestem dumny, że nasze przesłanie było przesłaniem nadziei, a nie strachu" - dodał.

Corbyn, który na czele Partii Pracy stoi od września 2015 r., już w noc wyborczą zapowiedział, że nie poprowadzi ugrupowania w następnych wyborach, a w piątek doprecyzował, że pozostanie na jego czele do początku przyszłego roku, kiedy spodziewane są wybory nowego lidera.

"Dobrze, zatem wyrażę się jasno, że to moja wina. Przyjmuję to na własne piersi. Przyznaję się do tej katastrofy. (...) Przepraszam najbardziej tych wszystkich ludzi, którzy rozpaczliwie pragnęli laburzystowskiego rządu" - powiedział z kolei w niedzielę McDonnell, zapytany przez stację BBC, dlaczego kierownictwo Partii Pracy unika wzięcia na siebie osobistej odpowiedzialności za porażkę.

McDonnell zarazem wyraził opinię, że przyczyniły się do niej będące częścią establishmentu media, które w negatywnym świetle przedstawiały Corbyna, bo ten chciał przeprowadzić rewolucyjne zmiany w kraju.

Powiedział też, że jego zdaniem nowym przywódcą partii powinna zostać kobieta, najlepiej spoza Londynu. "Sądzę, że czas na posła spoza Londynu. Potrzebujemy tak silnego, jak to możliwe, głosu z północy" - mówił McDonnell.

Utrata na rzecz konserwatystów dużej części tradycyjnego laburzystowskiego elektoratu z przemysłowych okręgów w północnej i środkowej Anglii była głównym powodem porażki Partii Pracy. Jednym z głównych zarzutów stawianych Corbynowi jest to, że nie docenił, jak bardzo ci wyborcy chcą wyjścia z Unii Europejskiej. Partia Pracy w kampanii obiecywała, że będzie chciała renegocjować z UE warunki wyjścia, a następnie podda nową umowę pod referendum. Konserwatyści tymczasem zapowiedzieli szybkie dokończenie brexitu.

W wyborach Partia Pracy zdobyła 203 mandaty, czyli o 59 mniej niż w poprzednich. To jej najgorszy wynik od 1935 r.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)