Centroprawicowa Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego zdobyła w środę najwięcej mandatów w wyborach parlamentarnych - wynika z pierwszych sondaży exit poll. VVD ma zająć 31 ze 150 miejsc w izbie niższej.

Partia na rzecz Wolności Geerta Wildersa (PVV) zdobyła 19 mandatów, tyle samo co Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA) i wolnorynkowi Demokraci 66 (D66). Przedwyborcze sondaże przewidywały, że PVV może zdobyć kilka mandatów więcej, ale wysoka frekwencja zaszkodziła populistom.

Jeśli oparte na exit poll wyniki się potwierdzą, do utworzenia koalicji potrzeba będzie co najmniej czterech ugrupowań. Największym przegranym wyborów są współrządzący przez ostatnie pięć lat socjaldemokraci z Partii Pracy (PvdA), którzy mieli dotąd 35 mandatów, a teraz będą prawdopodobnie dysponować tylko dziewięcioma. Liberałowie Ruttego, na których spoczywa główna odpowiedzialność za dotychczasowe rządy, stracą zapewne 9 miejsc w izbie niższej.

Wszystko wskazuje na to, że największe zyski wyborcze odnotuje Zielona Lewica (GL), która w 2012 r. zdołała zdobyć 4 mandaty, a teraz o 12 więcej. Popierają ją głównie młodzi ludzie, a jej hasło to "Czas na zmianę".

Na ich tle antysystemowa, antymuzułmańska i antyunijna partia Wildersa wypada blado, jeśli chodzi o liczbę nowych deputowanych, bo będzie ich teraz miała o 7 więcej. "Dziękuję wyborcom partii wolności, zdobyliśmy mandaty, jest pierwsza wygrana" - ogłosił na Twitterze Wilders, którego partia nie organizowała wieczoru wyborczego.

Demokraci 66 i Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny uzyskali tak jak partia Wildersa po 19 miejsc w parlamencie, co oznacza w ich przypadku zysk o odpowiednio 7 i 6 mandatów.

Trzy mandaty zdobyło debiutujące w wyborach proimigracyjne ugrupowanie Denk (Pomyśl).

Według pierwszych sondaży exit poll w izbie niższej znajdą się przedstawiciele 12 partii, gdyż zgodnie z holenderską ordynacją wyborczą mandat można zdobyć uzyskując co najmniej 1/150 wszystkich oddanych głosów. Frekwencja wyborcza wyniosła 82 proc.

Nieformalne rozmowy dotyczące powołania nowej koalicji mogą się zacząć tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników, ale formalny proces tworzenia nowego rządu będzie mógł wystartować dopiero po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów 21 marca.

Do 2012 r. ważną rolę na początku wyłaniania nowego rządu odgrywała królowa. Po reformie sprawa ta jest rozstrzygana w parlamencie. Po uformowaniu nowej izby deputowani wybierają spośród siebie jednego albo więcej przedstawicieli – doświadczonych polityków, których zadaniem jest wysondowanie partii i wskazanie, jakie są możliwe koalicje.

Po ostatnich wyborach rozmowy koalicyjne potrwały 52 dni, ale bardzo możliwe, że teraz będą one dłuższe, ponieważ do utworzenia gabinetu potrzebna będzie większa liczba partii. Do tej pory najdłużej tworzenie rządu trwało ponad 200 dni. Było to w 1977 r.

Kampania wyborcza, skupiona wokół kwestii tożsamości narodowej i podejścia do imigrantów, została w ostatnich dniach zdominowana przez kryzys dyplomatyczny między Holandią i Turcją. Konflikt wybuchł, gdy rząd w Hadze zakazał przedstawicielom Ankary udziału w wiecach na terytorium Holandii przed tureckim referendum konstytucyjnym.

Środowe wybory to pierwsze z trzech ważnych głosowań w tym roku w krajach UE - obok wyborów prezydenckich we Francji w kwietniu i maju oraz wrześniowych wyborów parlamentarnych w Niemczech.