Wyboru w 2010 r. Andrzeja Rzeplińskiego na prezesa Trybunału Konstytucyjnego i Stanisława Biernata na wiceprezesa dokonano z naruszeniem prawa, bo nie zostali oni przedstawieni prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu w formie uchwały Zgromadzenia Ogólnego TK - podał portal wPolityce.
Według wPolityce dokument datowany na 12 sierpnia 2010 r., w którym Trybunał informuje Komorowskiego o wyborze Rzeplińskiego i Biernata jako kandydatów na prezesa i wiceprezesa to "świstek, który z trudem zajmuje ledwie jedną stronę maszynopisu i jest podpisany przez sędziego Bogdana Zdziennickiego" (ustępującego prezesa TK - PAP). Zdaniem portalu, ustawa o TK, która wtedy obowiązywała, nakładała na ZO obowiązek wyboru prezesa i wiceprezesa w formie uchwały. "Tej formy jednak nie zachowano, co jest zaprzeczeniem obowiązujących wtedy przepisów" - dodano.
Ponadto, według portalu, Rzepliński nie został wybrany większością głosów, gdyż otrzymał siedem głosów - jego kontrkandydatka sędzia Ewa Łętowska miała dostać ich tyle samo. Biernat miał dostać dziewięć głosów, a jego kontrkandydat Mirosław Granat tyle samo - dodano.
"W świetle opinii, do której dotarł portal wPolityce.pl wynika więc, że Komorowski powołał Andrzeja Rzeplińskiego i Stanisława Biernata na stanowiska z pogwałceniem konstytucji. O ile Andrzej Rzepliński przestał być już prezesem trybunału, to sprawa Stanisława Biernata jest bardziej skomplikowana. Nadal piastuje on bowiem stanowisko wiceprezesa TK. W świetle tej opinii prawnej nie powinien go zajmować" - podał portal.
13 sierpnia 2010 r. PAP podawała, że Łętowska i Rzepliński są kandydatami na prezesa TK, a Biernat i Mirosław Granat na wiceprezesa. Jak pisała PAP, ZO dokonało wyboru już 13 lipca 2010 r., ale jego wynik przedłożyło prezydentowi dopiero w sierpniu, bo wcześniej nie był on jeszcze zaprzysiężony. Rzepliński był prezesem do 19 grudnia 2016 r.
21 grudnia 2016 r. prezydent Andrzej Duda powołał sędzię Julię Przyłębską na stanowisko prezesa TK. W głosowaniu ZO dostała ona 5 głosów, a Mariusz Muszyński - jeden. Udziału w głosowaniu ZO odmówiło wtedy siedmiu sędziów wybranych przez poprzednie Sejmy oraz sędzia Piotr Pszczółkowski, wybrany przez obecny Sejm. Podkreślili, że do ważności uchwał ZO konieczne jest wzięcie udziału w głosowaniu co najmniej połowy z 15-osobowego składu TK określonego w konstytucji.
"Przypominam, że 21 lutego upłyną dwa miesiące od Pani powołania na stanowisko prezesa Trybunału, przy czym - jak Pani wie - wątpliwości dotyczące procedury powołania Pani są ciągle podnoszone" - napisał ostatnio do Przyłębskiej urlopowany Biernat.
8 lutego br. warszawski sąd apelacyjny zadał Sądowi Najwyższemu pytanie prawne z wniosku Rzeplińskiego ws. "umocowania" sędzi Julii Przyłębskiej jako prezesa TK oraz tego czy tę kwestię może oceniać sąd powszechny. Rzepliński jeszcze jako prezes TK wniósł o udzielenie przez sąd tzw. zabezpieczenia pozwu poprzez nakazanie sędziom wybranym przez Sejm w grudniu 2015 r. (Mariuszowi Muszyńskiemu, Henrykowi Ciochowi i Lechowi Morawskiemu) powstrzymania się od orzekania w TK i od udziału w Zgromadzeniu Ogólnym TK.
W przypadku pozytywnej odpowiedzi SN na pierwsze pytanie o kompetencję do oceny "umocowania" prezes TK, SA pyta, czy sędzia Przyłębska w tej sprawie "jest upoważniona do dokonywania czynności za prezesa TK". SA wskazał bowiem m.in., że nie została podjęta przewidziana w przepisach uchwała Zgromadzenia Ogólnego TK, przedstawiająca prezydentowi kandydatów na stanowisko prezesa, a w ZO z 20 grudnia 2016 r. nie uczestniczyli wszyscy sędziowie TK, którzy złożyli ślubowanie wobec prezydenta (nie brał w nim udziału sędzia Stanisław Rymar). Ponadto - jak zaznaczył SA - w zgromadzeniu tym "uczestniczyły oraz oddały głos osoby, które zostały wybrane przez Sejm VIII kadencji na obsadzone stanowiska sędziów Trybunału, tj. Mariusz Muszyński, Henryk Cioch i Lech Morawski".
"To pytanie SA nie znajduje żadnej podstawy prawnej w obowiązujących w Polsce przepisach. Nie ma takiej procedury, która przyjęta w tym postępowaniu mogłaby umożliwiać oceny legalności powołania prezesa TK. Burzy ład konstytucyjny, który jest jednoznaczny" - komentowała sprawę Przyłębska.
Łukasz Starzewski