Krakowski sąd ponownie przesłucha część świadków w sprawie wypadku, w którym poszkodowana została m.in. była premier Beata Szydło. Prokuratura domaga się roku ograniczenia wolności dla młodego kierowcy, z którego samochodem zderzył się pojazd rządowy; jego obrońca chce uniewinnienia.
W lipcu ub.r. oświęcimski sąd rejonowy uznał, że Sebastian Kościelnik (zezwolił na podanie nazwiska – PAP), jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku w Oświęcimiu w 2017 r; zarazem umorzył on warunkowo postępowanie na okres jednego roku i uznał, że przepisy złamał także kierowca BOR. Sąd zdecydował, że Kościelnik musi zapłacić po tysiąc zł nawiązki poszkodowanym w wypadku – byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi BOR; ma na to dwa miesiące od uprawomocnienia się wyroku. Sąd zwolnił mężczyznę od kosztów procesu.
Z taką decyzją sądu nie zgodziła się ani prokuratura, ani obrona Kościelnika. W środę przed krakowskim sądem okręgowym, przed którym odbyła się rozprawa odwoławcza w tej sprawie, prokurator Rafał Babiński podkreślił, że będzie domagał się uznania winy kierowcy fiata seicento i żądał dla niego roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania prac społecznych; chce też, aby Kościelnik pokrył koszty sądowe.
W rozmowie z dziennikarzami prok. Babiński wyjaśnił, że podczas środowej rozprawy wnioskował o "przeprowadzenie konkretnych dowodów w ramach postępowania odwoławczego". "Chodzi o to, żeby te dowody, które w ocenie prokuratury zostały przeprowadzone w sposób wadliwy przed sądem pierwszej instancji, zostały ponowione i żeby sąd dysponował materiałem dowodowym, na podstawie którego może ustalać bezspornie stan faktyczny" - wyjaśnił.
Prokurator chce, aby sąd ponownie przesłuchał część świadków w tej sprawie - chodzi o tych, na podstawie których zeznań "sąd pierwszej instancji czynił ustalenia faktyczne, a co do których zdolności zapamiętywania i odtwarzania zdarzeń prokuratura ma istotne wątpliwości"; wątpliwości te dotyczą także tego, "czy na postawie tych zeznań można czynić jakiekolwiek ustalenia faktyczne". Babiński przypomniał, że osoby te w fazie postępowania przygotowawczego były słuchane przy udziale psychologa, natomiast elementu tego, czyli "opiniowania psychologicznego" nie uwzględnił sąd pierwszej instancji. "Mamy wątpliwości, czy wnioski, które sąd wyciągał z przesłuchania świadków są prawidłowe" - przyznał prokurator.
Z kolei obrońca młodego kierowcy, adw. Władysław Pociej w rozmowie z dziennikarzami zapowiedział, że będzie wnosił o uniewinnienie swojego klienta. "Uznaję bowiem, że wyłączną winę za spowodowanie tego wypadku ponosi kierowca kolumny rządowej" - ocenił. Pytany o kwestię błędów proceduralnych, które - jak argumentował podczas środowej rozprawy prokurator - miały mieć miejsce na poziomie pierwszej instancji, wskazał, że nie zgadza się z taką oceną. "Sąd pierwszej instancji prawidłowo przeprowadził wszystkie dowody w tej sprawie, natomiast nieprawidłowo wyciągnął wnioski z tego prawidłowo zgromadzonego materiału dowodowego, stąd taki kierunek naszej apelacji" - powiedział Pociej. Zaznaczył jednak, że to rzeczą sądu będzie rozstrzygnięcie, czy do popełnienia tego typu błędów rzeczywiście doszło.
Pytany o kwestię ewentualnego pokrycia przez swojego klienta kosztów sądowych, Pociej przypomniał, że są one już na ten moment "bardzo wysokie", co wynika m.in. z ilości opinii, jakie zostały w tej sprawie sporządzone i koniecznością powołania biegłego zagranicznego. Żądanie prokuratury odbiera wobec tego jako "próbę wywarcia presji" na swojego klienta. "Nie sądzę, aby był on w stanie te koszty sądowe uiścić" - podsumował adwokat. Zwracając uwagę na fakt, że do wypadku doszło cztery lata temu, obrońca Kościelnika ocenił, że jak na postępowanie o "nazwijmy to - zwykły wypadek komunikacyjny" to jest to "jeden ze swoistych rekordów w tej materii".
Ostatecznie sąd uwzględnił wniosek prokuratora i zdecydował, że część świadków zostanie przesłuchana ponownie, tym razem w obecności biegłego psychologa. Kolejna rozprawa odbędzie się 31 marca.
W rozmowie z dziennikarzami Sebastian Kościelnik przyznał, że ciągnąca się od kilku lat sprawa wciąż ma wpływ na jego rzeczywistość. "Niewątpliwie komplikuje to trochę życie, zwłaszcza teraz, kiedy muszę dojeżdżać z Poznania. Natomiast ja walczę o swoje, walczę o prawdę i tę prawdę chce w końcu usłyszeć" - podkreślił.
W lipcowym wyroku oświęcimski sąd wskazał, że do wypadku przyczynili się też inni uczestnicy ruchu drogowego. Sprawą w tym zakresie zajęła się krakowska prokuratura okręgowa, która miesiąc później poinformowała, że nie będzie prowadziła sprawy kierowcy rządowej limuzyny. Podała wówczas, że w przesłanym przez oświęcimski sąd materiale dowodowym, "dodatkowo uzupełnianym jeszcze na wniosek prokuratury, nie znalazły się żadne nieznane wcześniej prokuraturze informacje dotyczące zdarzenia".
Do kwestii tej w rozmowie z dziennikarzami odniósł się w środę obrońca Kościelnika. "Zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego (...) mój klient nie miał formalnej możliwości zaskarżenia tego postanowienia (o niewszczęciu śledztwa przez prokuraturę - PAP); w ogóle nie otrzymaliśmy wiadomości w tym zakresie" - powiedział Pociej.
Dodał, że mimo wszystko wrócił się do prokuratury o udostępnienie odpisu postanowienia, celem ewentualnego złożenia zażalenia na tę decyzję. "Pomimo że formalnie zażalenie mi nie przysługuje, to nie ma najmniejszej wątpliwości, że interes prawny mojego klienta został w tym momencie rażąco naruszony. Proszę pamiętać o tym, że ewentualny stopień winy - nie przesądzam - automatycznie umniejsza zakres winy mojego klienta, jeżeli ona w ogóle by była" - wyjaśnił adwokat. "Jest zatem rzeczą oczywistą, że ma on interes prawny w tym, ażeby takie postanowienie zaskarżyć. Otrzymałem z prokuratury krótkie pismo odmawiające przesłania mi tego postanowienia, i na dziś nie jestem w stanie w żaden sposób tego postanowienia wzruszyć" - podsumował.
Sprawa dotyczy wypadku, do którego doszło w lutym 2017 r. w Oświęcimiu. Trzy rządowe samochody z ówczesną premier Beata Szydło (pojazd, w którym jechała, był w środku) wymijały fiata seicento prowadzonego przez Kościelnika, który zatrzymał się, gdy zobaczył sygnały uprzywilejowania. Kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto z ówczesną szefową rządu, które w konsekwencji wjechało w drzewo. Poszkodowana została była premier oraz funkcjonariusz BOR.