Trójka obcokrajowców, w tym Amerykanka i Brytyjczyk zginęli w Syrii. Według niepotwierdzonych doniesień, zabici walczyli po stronie rebeliantów.

Wszystko to dzieje się w czasie, gdy z pomocą dla syryjskiego prezydenta zmierzają kolejni bojownicy libańskiego Hezbollahu. Sam Baszar al-Assad ostrzega Izrael, że zbrojnie odpowie na ewentualne ataki z powietrza.

Trójka obcokrajowców zginęła w ataku sił rządowych w mieście Idlib. Wszyscy mieli walczyć po stronie rebeliantów. Śmierć Amerykanki, która przeszła na islam, potwierdziła już FBI. Z kolei brytyjskie służby sprawdzają informacje o śmierci swojego obywatela. Nie wiadomo, kim jest trzeci z zabitych. Syryjska telewizja państwowa pokazała ich ciała oraz paszporty dwójki z nich.

Syryjscy aktywiści, którzy poinformowali o śmierci obcokrajowców twierdzą także, że wojska rządowe niemal całkowicie odzyskały już kontrolę nad miastem Al-Kusair, gdzie w ostatnich dniach toczyły się ciężkie walki.

Z kolei prezydent Syrii Baszar al-Assad w wywiadzie dla libańskiej telewizji Al-Manar przyznał, że w walkach pomaga mu radykalny libański Hezbollah. „Dlaczego Hezbollah ma swoje bazy w Libanie i w Syrii? Bo to jest wojna z Izraelem i jego kolaborantami” - mówił Assad. Syryjski prezydent ostrzegł też Izrael, że odpowie na ewentualny kolejny izraelski nalot.

Telewizja Al-Manar, której al-Assad udzielił wywiadu należy do libańskiego Hezbollahu. Francuscy dyplomaci twierdzą, że obecnie w Syrii po stronie rządu walczy około 4 tysięcy bojowników radykalnej libańskiej organizacji.

W telewizyjnym wywiadzie Baszar al-Assad sugerował też, że do Syrii trafiły już rosyjskie rakiety S-300, które są częścią systemów przeciwlotniczych. Tymczasem rosyjskie media zgodnie twierdzą, że umowa między Moskwą, a Damaszkiem w tej sprawie została co prawda podpisana, ale broń wciąż jest jeszcze w Rosji, a do Syrii trafi najwcześniej jesienią.