Brytyjski premier Boris Johnson odniósł triumf, a „brytyjscy deputowani odpalili rakietę brexitu” - piszą francuscy komentatorzy. Autorzy mediów głównego nurtu przyznają, że przez trzy lata fantazjowali o możliwości nowego referendum i unieważnienia brexitu.

Na stronie internetowej tygodnika „Challenges” zauważano, że jak dotąd spełniają się wszystkie obietnice premiera Johnsona w sprawie brexitu. Johnson, pragnąc położyć kres polemikom, oświadczył przed głosowaniem w Izbie Gmin, że umowa w sprawie brexitu „nie powinna być widziana jako zwycięstwo jednego obozu nad drugim” - przypomniano.

„Otwarciem bulwaru dla brexitu” nazywa korespondent ekonomicznego dziennika „Les Echos” głosowanie w Izbie Gmin. Przewiduje jednak, że „ciąg dalszy, czyli negocjacje porozumienia z Brukselą, które ustalić ma ramy przyszłych stosunków między dwoma blokami (Zjednoczonym Królestwem i UE) może okazać się pełnym pułapek dla premiera, również w Izbie Gmin". A to dlatego, że „twardzi brexitowcy” nie zaakceptują „dynamicznego dostosowania swych zasad do zasad UE, w celu dostępu do europejskiego wspólnego rynku” - wskazał.

Komentator tygodnika „L’Obs” przyznaje, że „w przeciwieństwie do tego, co wielu sądziło, Anglicy nie żałują rezultatu referendum z czerwca 2016 r.". Wylicza też "niespodzianki" brexitu: referendum miało spowodować panikę na rynkach finansowych, nie spowodowało; gospodarka brytyjska nie upadła podczas tego długiego okresu niepewności, a na dodatek bezrobocie wciąż jest historycznie niskie – 3,9 proc. I to na pewno jeszcze nie koniec niespodzianek – podsumowuje komentator.

Francuskojęzyczny filozof kanadyjski Mathieu Bock-Cote wyśmiewa na łamach dziennika „Le Figaro” tych, którzy głosili, że wyborcy „głosowali za +leave+ (wyjściem z UE), ponieważ media zamanipulowały nimi przy pomocy fake newsów”.

Filozof zauważa, że „socjologia wyborcza” pozornie potwierdzała taki osąd, gdyż pragnących pozostania w UE uznano za lepiej rozwiniętych niż zwolenników brexitu. „Z jednej strony była miejska młodzież, cywilizowana, zglobalizowana, różnorodna, piękna i będąca przedmiotem pożądania, widząca się w szerokim świecie i nieobawiająca się obcych. Z drugiej byli kmiecie, brudasy, trędowaci, opóźniacze historii, nienawistni plebejusze, resztki wczorajszego świata” – wylicza Bock-Cote. Dodał: „Kiedy głosuje tak, jak mu się mówi, to lud jest demokratyczny, ale jeśli upiera się, by postępować odwrotnie, to jest populistyczne”.

Alexandre Devecchio, naczelny redaktor "Figaro Vox", dodatku opinii i debat dziennika "Le Figaro", porównywał sytuację prawicy brytyjskiej i francuskiej.

Zarówno Torysi, jak i Republikanie byli rozłożeni na łopatki w majowych wyborach europejskich – przypomina autor. W Wielkiej Brytanii kilka miesięcy później konserwatyści zdobywają większość, niewidzianą od zwycięstwa Margaret Thatcher w roku 1987.

Komentator przypisuje nową sytuację „przede wszystkim osobowości i antykonformistycznemu stylowi Johnsona”. Potrafił on dotrzeć do Anglii, „tych godnych pożałowania, tych palących szlugi i jeżdżących dieslem” – nawiązuje autor do pogardliwych określeń, jakich użył ówczesny rzecznik rządu francuskiego wobec „żółtych kamizelek”.

Ponadto, podkreśla Devecchio, konserwatyści brytyjscy dokonali wielkiego zwrotu, który rozpoczął się na długo przed objęciem stanowiska przez Borysa Johnsona, gdyż już za czasów premierostwa Davida Camerona stworzono podstawy „czerwonego toryzmu” – konserwatyzmu dla biednych.

Po pozbyciu się frakcji liberalnej i proeuropejskiej ze swej partii, silny poparciem odnowionej bazy ludowej Johnson stoi obecnie na czele nowej partii konserwatywnej - pisze komentator.

Jego zdaniem podobnego przełomu dokonać może francuska prawica pod warunkiem znalezienia odpowiedniego przywódcy, który zjednoczy ją wzdłuż linii ludowej, suwerenistycznej i konserwatywnej.

Jednak zrywając z tradycyjnym gaullizmem, uznanym za przestarzały, na rzecz narracji modernistycznej i europeistycznej, francuska prawica, podobnie jak partia socjalistyczna, stopniowo (definitywnie?) oderwała się od ludu – kończy Devecchio.