Mam nadzieję, że decyzja prezesa Jarosława Kaczyńskiego ws. nagród przywróci większe poparcie społeczne dla PiS; nie docierają do nas żadne informacje o tym, że członkowie partii są z niej niezadowoleni - powiedziała w piątek rzeczniczka PiS Beata Mazurek.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński poinformował w czwartek, że Komitet Polityczny PiS na jego wniosek ustalił, że w Sejmie zostanie złożony projekt przewidujący obniżenie o 20 proc. pensji poselskich i senatorskich. Mają też zostać "wprowadzone nowe limity obniżające" wynagrodzenia dla wójtów, burmistrzów, prezydentów, marszałków i starostów, a także dla ich zastępców. Kaczyński zapowiedział też, że ministrowie konstytucyjni i sekretarze stanu, którzy są politykami, zdecydowali się na przekazanie swoich nagród na cele społeczne do Caritasu.

Mazurek wyraziła nadzieję podczas konferencji prasowej w Sejmie, że decyzja ta "skutecznie utnie temat nagród" oraz "w pewien sposób przywróci większe poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości". "Mam nadzieję, że sobie poradzimy z tym problemem. Jestem przekonana, że do każdego z polityków PiS dotarło to, o czym wczoraj mówił prezes" - dodała.

Rzeczniczka PiS zapewniła, że do władz ugrupowania nie docierają żadne informacje o tym, że politycy tej partii są niezadowoleni z decyzji prezesa. Podkreśliła, że każdy z nich ma wybór: "może się do tej decyzji dostosować lub nie".

Prezes PiS ogłaszając w czwartek swoją decyzję powiedział też, że PiS będzie "egzekwować z całą stanowczością dyscyplinę" ws. nagród i wynagrodzeń polityków. "Jeżeli ktoś by nie chciał głosować za tego rodzaju decyzjami, bo powtarzam, one w większości wypadków muszą być podjęte poprzez ustawy, to traci szansę na miejsce na liście wyborczej, traci szansę na dalszy udział w polityce" - oświadczył szef PiS.

W piątek lider PO Grzegorz Schetyna zażądał informacji na temat nagród, które otrzymali ministrowie, ich zastępcy oraz inni pracownicy poszczególnych resortów, wojewodowie i wicewojewodowie, a także członkowie gabinetów politycznych ministrów i wojewodów.

Dopytywana o to Mazurek odparła, "że nie jest tajemnicą kto ile dostał (nagród)". "Przecież rząd został zasypany interpelacjami i zapytaniami ze strony polityków PO, więc to jest mydlenie oczu opinii publicznej. Interpelacje i zapytania są jawne, można to sprawdzić. Nie wiem o co jeszcze chcą pytać (politycy PO), ale wiem, że rząd Prawa i Sprawiedliwości od odpowiedzi na pytania się nie uchyla" - podkreśliła.

W grudniu ubiegłego roku w odpowiedzi na interpelację PO ws. nagród przyznanych członkom Rady Ministrów wiceszef kancelarii premiera Paweł Szrot przedstawił tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 r. Według tabeli nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów - od 65 tys. zł do ponad 80 tys. zł rocznie; 12 ministrów w KPRM od blisko 37 tys. do prawie 60 tys. zł rocznie oraz ówczesna premier Beata Szydło (65 100 zł).

Informacja o przyznanych nagrodach wywołała oburzenie opozycji, która wielokrotnie apelowała do rządzących o ich zwrot. Politycy PO w kilku miastach zorganizowali też "konwój wstydu" - kolumnę aut, które ciągnęły na przyczepach plakaty z wizerunkami polityków PiS i kwotami przyznanych im nagród.

Na początku marca premier Mateusz Morawiecki zapowiedział likwidację wszelkich nagród, premii dla ministrów i wiceministrów. Zapowiedział również, że w ciągu najbliższych 2-3 miesięcy chce zredukować liczbę ministrów i wiceministrów o 20-25 proc., a także przejście podsekretarzy stanu do grupy urzędników służby cywilnej. Dotychczas Morawiecki przyjął dymisję 21 wiceministrów.

W marcu decyzji o przyznaniu nagród w Sejmie broniła b. premier Beata Szydło. Powiedziała wówczas, że "ministrowie, wiceministrowie w rządzie PiS, otrzymywali nagrody za ciężką uczciwą pracę". "I te pieniądze się im po prostu należały" - zaznaczyła. Mówiła, że "to były nagrody oficjalne, które zostały przyznane w ramach budżetu uchwalonego w tej Izbie, a nie zegarki od kolegów-biznesmenów".