Wywiady ze zmarłymi to niestety nadal margines polskiego dziennikarstwa, dlatego trudno przepytać Sławomira Mrożka, czy jest zachwycony, że miał rację. Każdy, kto pamięta opowiadanie „Wesele w Atomicach”, od razu zrozumie, o czym mowa.
Magazyn DGP 16.06.17 / Dziennik Gazeta Prawna
Wspomniana w tytule wieś szokuje swoją nowoczesnością, a zarazem urzeka konserwatyzmem. Mieszkańcy wprawdzie na co dzień mają do dyspozycji reaktory atomowe i inne wytwory nowoczesnych technologii, lecz jednocześnie kultywują stare tradycje, chodzą do kościoła oraz uwielbiają bijatyki na weselach. Nawet w trakcie wspomnianego mordobicia udaje im się używać zarówno rakiet średniego zasięgu, jak i noża. Słowem idealne połączenie tradycji z nowoczesnością.
Oczywiście idealne z punktu widzenia ekipy obecnie rządzącej Polską. Natomiast liberałów wraz z lewicą przyprawiające o ciężkie ataki apopleksji. Tymczasem wkrótce staną się one jeszcze częstsze, bo wiele wskazuje na to, że wchodzimy w etap samospełniającej się przepowiedni. Zainicjowało ją kilka zdarzeń, zdawałoby się bez znaczenia. Oto najpierw internet obiegło zdjęcie warszawskiego metra zamieszczone na Twitterze przez tzw. dziennikarza obywatelskiego, ukrywającego się pod nickiem Alt Right Report. W dzisiejszej Ameryce ruch Alt-right święci triumfy po zwycięstwie Trumpa. Miłośnicy tej „alternatywnej prawicy” nienawidzą: politycznej poprawności, ekologów i emigrantów. Tęsknią za czasami, kiedy USA niepodzielnie rządzili biali o korzeniach anglosaskich. Można się domyślić, że pana Alt Right Report zachwyciło wnętrze wagonu metra, ponieważ było tam czysto, bezpiecznie, ktoś nawet czytał książkę i nikt nie wyglądał na uchodźcę z Bliskiego Wschodu. Na zachodzie Europy, czy w Nowym Jorku, takie zdjęcie musiałoby być ustawką, jak sugerowali w komentarzach zszokowani internauci.
Tak niewinnie zawiązywała się miłość, jaką wkrótce miała zapałać amerykańska skrajna prawica do Polski. Egzotycznego kraju, który z dnia na dzień zaczął być dla niej wzorcowy. Uczucie to podsyciło marginalne sejmowe wystąpienie Beaty Szydło. Pani premier zapewne w najdzikszych snach nie przyszło do głowy, że mówiąc: „Dokąd zmierzasz, Europo? Powstań z kolan i obudź się z letargu” nie będzie mówiła jedynie do twardego elektoratu swojej partii oraz krajowych lewicowców śledzących z histerią każdy objaw pisowskiego wstecznictwa. Rytualne przemówienie, odwołujące się do rytualnego wstawania z kolan, które partia rządząca usiłuje już drugi rok wykonać (i pewnie za dwa lata dalej będzie wstawać), nagle stało się międzynarodowym hitem. Odpowiedzialność za to ponosi młodziutka studentka anglistyki, która pod fragmentem wystąpienia, umieszczonym na YouTubie, dorzuciła napisy tłumaczące je na angielski. Wkrótce podlinkował to Milo Yiannopoulos, gwiazdor mediów społecznościowych, ruchu Alt-right oraz gorący zwolennik Trumpa. W ten sposób gej, który wyrósł na lidera buntu młodego pokolenia przeciwko gorsetowi politycznej poprawności, uczynił Beatę Szydło idolką dla dorastających Amerykanów.
Fantastyczna seria trwała tymczasem dalej. Gdy islamiści, uważający się za żołnierzy ISIS, w kolejnych miastach zachodniej Europy rozjeżdżali bezbronnych przechodniów lub dźgali ich nożami, w internecie zaczęła krążyć mapa z zaznaczonymi miejscami zamachów. Wyliczając je od 2001 r. Wśród mrowia czerwonych kropek wyróżnia się jedna „zielona wyspa” – jest nią III RP. W świecie skołatanym strachem przed terroryzmem trudno o lepszy sukces wizerunkowy. Po prawdzie spory w nim udział miał Józef Stalin, który za sprawą przesunięć granic i przesiedleń uczynił z Polski państwo niemal jednolite etnicznie, zaś jego następcy przetrzymali kraj w komunistycznej zamrażarce, odcinając od Zachodu, akurat w czasach, gdy tam zachodziły gwałtowne procesy migracyjne, zupełnie niechcący zabezpieczając Polskę przed napływem emigrantów ze świata islamu. Dziś, gdy radykalizujący się potomkowie przybyszy z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu zasilają ISIS, Polacy mają święty spokój. Czym najbardziej zachwyceni są amerykańscy prawicowcy marzący o dobraniu się do skóry liberalnym elitom. Ot paradoks, którym powinien oczarować Mrożek (gdyby zechciał udzielić wywiadu). Przy czym nadal jesteśmy dopiero na początku zmiany, niekoniecznie zapowiadającej się na dobrą.
Polityka zagraniczna obecnego rządu w ramach Unii Europejskiej to seria bolesnych upokorzeń. Komuś regularnie łomotanemu i ośmieszanemu z czasem coraz trudniej dowodzić, iż wszystko to drobiazg, bo przecież właśnie wstaje z kolan. Minister Waszczykowski, premier Szydło i cała reszta ekipy bardzo potrzebują wizerunkowego sukcesu na arenie międzynarodowej. Twarde stanowisko w sprawie przyjęcia kwot uchodźców, wbrew naciskom Komisji Europejskiej i zachodnich partnerów, daje nań szansę. I to nie tylko w oczach własnego elektoratu. Samo przejście procedur w sporze z KE może trwać do 2019 r. bez żadnych realnych konsekwencji – za to z całym mnóstwem propagandowych. Wizja Polski jako zielonej wyspy wolnej od terrorystów i niechcianych emigrantów, która nagle wyłoniła się z internetu, jest dla PiS-u zbyt kusząca, by w to nie brnął. Promując ją, można szukać na Zachodzie sojuszników wśród coraz bardziej zastraszonej zamachami opinii publicznej, a przy tym jednocześnie pokazywać wyborcom w Polsce, kto jako jedyna siła polityczna dba o ich bezpieczeństwo. Tym sposobem każdy krwawy zamach będzie umacniał wizerunek RP jako nowego, antyislamskiego przedmurza. Nieoceniony szef MSW Mariusz Błaszczak na antenie Radia ZET już odwołał się do postaci zwycięzcy spod Poitiers Karola Młota. Szczęściem minister przynajmniej powstrzymał się od oświadczenia, że podobnie jak tamten zatrzyma arabską inwazję na Stary Kontynent. W kolejce czeka jeszcze wielu fajnych bohaterów zmagań z islamem: Ryszard Lwie Serce, Ludwik Święty czy nasz nieoceniony Jan III Sobieski. Wszyscy znakomicie pasują na sztandary polskich „Atomic”, konserwatywnych w treści i nowoczesnych w swojej formie. W tej wizji przyszłości Polska stanie się wzorcem dla zachodnich wyborców, którzy zaczną żądać od polityków, żeby brali przykład z Warszawy i jej nieprzejednanego stanowiska. Z czasem zaś zaczną nad Wisłę napływać biali uchodźcy z Francji czy Włoch, szukając tu bezpiecznego miejsca do życia. Perspektywa piękna, zważywszy jak wielką wartością dodaną staną się dla naszej gospodarki. Jest tylko jeden szkopuł. Cały ten sukces zależy od tego, jak sprawią się islamiści. Czy przez następne lata stać ich będzie na wiele nowych, udanych zamachów?
Jest to wielka niewiadoma, od której staje się zależny sukces polityki „wstawania z kolan”. A nie budzi ona sympatii wśród zachodnich rządów. Oficjalnie mówią one o konieczności zachowania europejskiej solidarności, lecz sprawa wygląda dużo bardziej prozaicznie. Po zamachach w Niemczech, we Francji czy w Wielkiej Brytanii tamtejsze władze poczyniły olbrzymi wysiłek, aby nie dochodziło do zachowań odwetowych. Tłumiąc wszelkie takie próby w zarodku i zaprzęgając media do akcji propagandowych, oddzielających islam od przemocy. Mniejszość muzułmańska to fakt, który jest i będzie. Uderzanie w nią grozi dalszą radykalizacją i rosnącą liczbą chętnych do niesienia śmierci w imię Allaha. Stąd taktyka zmierzająca do prób oddzielenia ekstremistów od reszty. Postawa Polski pokazuje, że na ksenofobii można zyskać, a to bardzo kusząca idea dla zalęknionych społeczeństw i fatalna wieść dla walczących z tym zjawiskiem rządów. Wyniki wyborów w Holandii i Francji pokazały, że na pojawienie się europejskiego Trumpa PiS nie może liczyć. Za to na zderzenie z przywódcami UE, wrogimi polityce wygodnego izolacjonizmu, jak najbardziej. Perspektywa Polski jako wolnej od islamu wyspy, przyjaznej dla chrześcijańskich uchodźców z Zachodu, to rzecz odległa. Perspektywa Polski wypychanej z UE i gnębionej, żeby dowieść, iż ksenofobia się nie opłaca, całkiem bliska. Zwłaszcza jeśli terrorystyczna i emigracyjna fala zaczną opadać. Państwa Starego Kontynentu już wielokrotnie doświadczały zderzeń z młodymi radykałami chcącymi obalać przemocą stary porządek, w imię jakieś ideologii. Czy byli to anarchiści z początku XX stulecia, czy też komuniści w latach 70., po kilku latach terroru przychodził okres wypalenia. Następował on zazwyczaj wraz z fizyczną eliminacją najbardziej agresywnych jednostek oraz ich przywódców. Po pewnym czasie brak trwałych sukcesów terrorystów powodował, że znajdowało się coraz mniej naśladowców.
Jeśli i tym razem wydarzenia potoczą się tym torem, to jedynym możliwym, znaczącym sojusznikiem dla polskiego rządu pozostanie Donald Trump. Odpłynięcie Polski od UE w stronę odległych Stanów Zjednoczonych może i nie byłoby polityczną katastrofą, gdyby ktoś mógł dać gwarancję, że obecny prezydent USA dotrwa na swym stanowisku choć do końca pierwszej kadencji. Ale nawet to minimum robi się trochę wątpliwe. Tymczasem kierownictwo PiS sprawia wrażenie, że już tak mocno uwierzyło w swoją wizję polskich „Atomic” z chrześcijańskim przedmurzem w jednym, iż jest gotowe pójść na noże z Komisją Europejską, Berlinem, Paryżem oraz kimkolwiek, kto się napatoczy. Ponieważ racja, Bóg i przyszłe zwycięstwo na pewno są po naszej stronie. Bez prób manewrowania, szukania kompromisu i sojuszników, balansowania – czyli wszystkiego, co jest niezbędnym składnikiem zręcznej polityki zagranicznej. Zamiast tego zapowiada się raczej mordobicie, jak na weselu w Atomicach. Po jego zakończeniu bohater – napromieniowany i mutujący – powlókł się ostatkiem sił, samotnie w stronę domu. „Jakoś jednak dobrnąłem do chałupy, przelazłem przez szparę w ramie okiennej i znalazłszy sobie zaciszne miejsce na listwie za szafą, z dala od pająków – zasnąłem spokojnie, rozpamiętując, jak to było na tym hucznym weselisku” – opisywał, być może proroczo, Mrożek.