Wciąż nie została zrealizowana obietnica częściowego zniesienia zakazu handlu w niedziele. Koalicja Obywatelska twierdzi, że potrzebuje jeszcze czasu, a obietnica jest „w trakcie realizacji”.
Projektowane zmiany miały w zamyśle ustawodawcy być kompromisem, który jednak – jak to zwykle bywa w przypadku różnego rodzaju kompromisów – nie realizuje celów, jakie miał realizować. Chodziło o to, aby pogodzić zwolenników i przeciwników handlu w niedziele, dopuścić go w określonym zakresie (mniej więcej w proporcji 50/50) i w ten sposób zapobiec szerszemu wykorzystaniu wyjątków od zakazu przewidzianych w ustawie. Tyle że zaproponowane zmiany nie zapobiegną ich wykorzystaniu. Abstrahując od oceny, czy to dobrze, czy źle – po prostu tak się nie stanie.
Ponieważ rozwiązanie jest połowiczne i pozostawia przedsiębiorców ze wszystkimi dylematami, które istnieją już dzisiaj – tzn. wciąż miałby obowiązywać zakaz handlu w niedziele, tyle że w ograniczonym zakresie czasowym. Przedsiębiorcy nadal będą zatem poszukiwać rozwiązań, które pozwolą im prowadzić działalność. I to najtańszych rozwiązań. I słusznie – dlatego właśnie są przedsiębiorcami.
W konsekwencji przedsiębiorcy nadal będą korzystać z wyjątków od zakazu handlu, które pozostaną w ustawie (np. w niedziele mogą być otwarte te sklepy, które prowadzą działalność w zakresie kultury, sportu, oświaty, turystyki i wypoczynku – red.). Przynajmniej z dwóch względów – aby móc handlować w niedziele, które pozostaną objęte zakazem, oraz aby nie przepłacać. Handel w niedziele miałby być bowiem częściowo dopuszczalny (dwie niedziele w miesiącu), ale przy założeniu zapłaty podwójnego wynagrodzenia i udzielenia dodatkowego dnia wolnego. To bardzo istotne obciążenie dla przedsiębiorców i trudno się dziwić, że będą nadal chcieli korzystać z rozwiązań, które są tańsze, a więc z wyjątków przewidzianych w ustawie. ©℗