Znów niespokojnie w Ferguson na przedmieściach Saint Louis. Policjanci użyli granatów dymnych, by rozproszyć około 200 protestujących, którzy zignorowali godzinę policyjną. W ramach stanu wyjątkowego wprowadził ją gubernator Missouri Jay Nixon. Ferguson jest od ponad tygodnia areną zamieszek na tle rasowym po tym, jak 9 sierpnia policjant zastrzelił czarnoskórego 18-latka biorącego wcześniej udział w napadzie na sklep.

Zarządzona godzina policyjna ma obowiązywać w Ferguson od północy do 5 rano. Część demonstrantów udała się do domów, jednak około 200 osób pozostało na miejscu protestu już po północy. Krzyczeli: "Nie ma sprawiedliwości, nie dla godziny policyjnej".

Następnie na miejscu pojawiło się pięć opancerzonych pojazdów taktycznych. Policjanci wezwali przez głośniki protestujących do zakończenia demonstracji, powołując się na obowiązującą godzinę policyjną. Jeśli tego nie zrobicie, może to skutkować aresztem - mówili. Następnie rzucono w kierunku tłumu granaty dymne.

Ogłaszając stan wyjątkowy, gubernator Missouri Jay Nixon zaznaczył, że "garstka rabusiów" nie może zagrażać bezpieczeństwu mieszkańców. Nie możemy pozwolić, by zła wola niewielu, podważyła dobrą wolę wielu - mówił Nixon.