Daję słowo honoru, że nie ja za tym stoję. Proszę to przyjąć za świętą deklarację z mojej strony. Ja jestem ofiarą tej sytuacji - przekonywał w TVN24 Grzegorz Schetyna, komentując rzekome kupowanie głosów przez stronników Jacka Protasiewicza przed wyborami PO na Dolnym Śląsku.

Schetyna zapewnił, że pogodził się z porażką w wyborach na Dolnym Śląsku (przegrał właśnie z Protasiewiczem) i zapewnił, iż "żaden z jego kolegów niczego nie dokumentował".

"Daję słowo honoru, że nie ja za tym stoję. Proszę to przyjąć za świętą deklarację z mojej strony. (...) Ja jestem ofiarą tej sytuacji, bo jeżeli prawdą jest, że jakieś głosy zostały przeniesione, to ja na tym straciłem." - zapewniał Schetyna Monikę Olejnik.

Schetyna powiedział też, że jest "patriotą PO i zrobi wszystko, żeby wyszła z tego impasu". Polityk odpierał przy tym zarzuty, że to on chce zaszkodzić swojej partii (Stefan Niesiołowski nazwał go "dużym Gowinem"). "Ktoś, kto tak mówi, mnie nie zna. Nie może być dobrym dla mnie coś, co jest złem dla PO. Jak coś szkodzi Platformie, to szkodzi też mnie." - przekonywał był wicepremier w TVN24.

Od kilku dni wielkie emocje w mediach (i nie tylko) budzą nieprawidłowości przy wyborach szefa regionu na Dolnym Śląsku. Chodzi o tzw. aferę taśmową w PO.

Dziś światło dzienne ujrzały kolejne nagrania. Opublikował je "Newsweek". Ich bohaterami są tym razem: poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski, którzy namawiają stronnika Grzegorza Schetyny do głosowania na Jacka Protasiewicza. W zamian sugerują, że działacz Platformy - Paweł Frost - mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek.