Walka o frekwencję przed niedzielnym referendum w Warszawie. Stołeczni politycy Prawa i Sprawiedliwości zarzucają miejskim urzędnikom, że uniemożliwiają ludziom dopisanie się do spisu wyborców, by zniechęcić ich do głosowania.

Warszawska posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska wyjaśnia, że referendum rządzi się innymi prawami niż wybory. W czasie ogólnopolskiego głosowania wystarczy mieć oświadczenie, że będzie się przebywało w danym miejscu. "Teraz trzeba udowodnić, że jest się mieszkańcem stolicy" - tłumaczy.

Posłanka przypomina, że każdy, kto chce zagłosować w referendum, a przebywa czasowo w Warszawie powinien złożyć stosowne oświadczenie, które powinno być zweryfikowane. "Takie wymagania są oczywiste" - podkreśla Kidawa-Błońska. Dodaje, że nie może dowolna osoba z Polski przyjechać i głosować za odwołaniem władz Warszawy. "W referendum powinni głosować ci, którzy uczestniczą w życiu naszego miasta" - podkreśliła.

Decyzja w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz 13 października. Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 390 tysięcy osób.