Działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Igor Bancer został w piątek zatrzymany przez milicję.



Do incydentu doszło przed rozpoczęciem kolejnej rozprawy w procesie Andrzeja Poczobuta, działacza ZPB i korespondenta "Gazety Wyborczej". Bancer został zatrzymany, gdy wszedł na teren szpitala położonego obok budynku sądu, gdzie toczy się sprawa Poczobuta, oskarżonego o zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

"Weszliśmy na terytorium szpitala dziecięcego, który jest obok sądu, żeby może zobaczyć, jak będą prowadzić Poczobuta. Od razu pojawili się tajniacy, milicja, która powiedziała, że nie można tu przebywać, bo jest to teren zamknięty" - powiedział PAP Bancer na krótko przed tym, zanim zabrała go milicja.

Działacz ZBP wdał się w utarczkę słowną z milicjantami, odmawiając wyjścia z terenu szpitala i domagając się wyjaśnienia, na jakiej podstawie zabronione jest przebywanie tam.

"Dozorca, który siedzi przy bramie, nie zgłaszał żadnych pretensji. Zapytałem mężczyznę w cywilu, który próbował nas nie wpuścić tutaj, gdzie są jakieś znaki zakazu wejścia. On się nie przedstawił, powiedział, że po prostu nie możemy tutaj przebywać i już" - mówił PAP Bancer.

Kilka minut później przyjechał samochód milicyjny i funkcjonariusze zawlekli Bancera do auta.

Na toczącym się w Grodnie procesie Poczobuta, prokurator zażądał w piątek dla oskarżonego kary trzech lat pozbawienia wolności. Przed budynkiem sądu stało kilkadziesiąt osób: działacze ZPB, bliscy Poczobuta, dziennikarze.