"Klęczeliśmy przy łóżku Jana Pawła II" - tak zaczyna się wspomnienie papieskiego ceremoniarza księdza Konrada Krajewskiego, opublikowane na łamach dziennika "L'Osservatore Romano" w związku z przypadającą w sobotę 6. rocznicą śmierci papieża Polaka.

Ks. Krajewski wspomina ostatnie chwile życia Jana Pawła II: "Papież leżał w półmroku. Słabe światło lampy oświetlało ścianę, ale i on był dobrze widoczny. Kiedy nadeszła godzina, o której chwilę potem dowiedzieć się miał cały świat, nagle arcybiskup Dziwisz wstał. Zapalił światło w pokoju, przerywając w ten sposób ciszę śmierci Jana Pawła II. Głosem wzruszonym, ale zaskakująco zdecydowanym, z typowym górskim akcentem przeciągając jedną z sylab zaczął śpiewać: "Ciebie Boże chwalimy, Ciebie Panie wysławiamy".

"Wydawało się, że to grom z nieba. Wszyscy patrzyliśmy zdumieni na księdza Stanisława. (...) Oto - myśleliśmy - stoimy w obliczu całkowicie odmiennej rzeczywistości. Jan Paweł II nie żyje: to znaczy, że żyje na zawsze" - napisał ksiądz Krajewski.

"Często wystarczyło patrzeć na niego, aby odkryć obecność Boga"

Przywołując postać papieża Polaka, podkreślił: "Często wystarczyło patrzeć na niego, aby odkryć obecność Boga i tym samym zacząć się modlić. Wystarczyło, by iść się wyspowiadać: nie tylko z własnych grzechów, ale i z tego, że nie jest się świętym tak, jak on".

Ksiądz Krajewski dodał: "Kiedy przestał chodzić i podczas celebracji stał się całkowicie zależny od ceremoniarzy, zacząłem zdawać sobie sprawę, że dotykałem świętej osoby".

W jego wspomnieniu czytamy dalej: "Do obowiązków ceremoniarzy należy też zajęcie się ciałem zmarłego papieża. Wypełniałem go przez siedem długich dni, aż do pogrzebu. Wkrótce po śmierci ubrałem Jana Pawła II wraz z trzema pielęgniarzami, którzy opiekowali się nim od dłuższego czasu. Choć minęło już półtorej godziny od zgonu, rozmawiali oni dalej z papieżem, jak gdyby rozmawiali z własnym ojcem. Przed włożeniem mu sutanny, alby, ornatu całowali go, głaskali i dotykali z miłością i szacunkiem, tak jak gdyby chodziło o kogoś z rodziny. Ich zachowanie nie wyrażało jedynie oddania. Dla mnie było nieśmiałą zapowiedzią przyszłej beatyfikacji".

"Od roku 2000 papież zaczął coraz bardziej słabnąć"

"Od roku 2000 papież zaczął coraz bardziej słabnąć. Miał duże trudności w chodzeniu. Przygotowując Wielki Jubileusz z arcybiskupem Piero Marinim mieliśmy nadzieję, że przynajmniej będzie mógł otworzyć Drzwi Święte. Prawie niemożliwe było myślenie o przyszłości(...) Z arcybiskupem Marinim uczestniczyliśmy przez pięć długich lat w cierpieniach papieża, w jego heroicznej walce z samym sobą, by znieść cierpienie" - opowiedział ks. Krajewski.

Przyznał następnie: "Papież był tak doświadczony, można powiedzieć umęczony, ale tak niezwykle piękny, ponieważ z radością ofiarowywał to wszystko, co otrzymał od Boga i z radością zwracał Bogu to wszystko, co od Niego dostał... Atleta, który wędrował i jeździł na nartach w górach teraz przestał chodzić; aktor, który utracił głos. Krok po kroku wszystko zostało mu odjęte".

W obszernych wspomnieniach na łamach watykańskiego dziennika papieski ceremoniarz powraca myślą do pielgrzymek Jana Pawła II: "Często zadawałem sobie pytanie: gdzie leży środek świata?".

"Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że środek świata był zawsze tam, gdzie znajdowałem się z papieżem: nie dlatego, że byłem z Janem Pawłem II, ale dlatego, że gdziekolwiek się znajdował, modlił się" - wyznał.

Swe wspomnienie zakończył refleksją na temat beatyfikacji polskiego papieża 1 maja: "Nie dziwi mnie, że papież zostanie beatyfikowany w niedzielę Bożego Miłosierdzia, choć zrządzeniem Opatrzności jest fakt, że zbiega się ona w tym roku z 1 maja. Dlatego w tym dniu mówić się będzie głównie o świętości".

"Benedykt XVI i Jan Paweł II przekształcą to święto w wydarzenie religijne, nieznane w historii: w procesję majową ku świętości i modlitwie" - podkreślił ksiądz Konrad Krajewski.