Drugie największe na świecie demokratyczne wybory wkroczyły w niedzielę w główną fazę, gdy w większości państw unijnych rozpoczęło się głosowanie do PE. Kilkaset milionów obywateli wybierze 751 swych przedstawicieli, którzy będą decydować o kierunku UE.

Ze swoich praw wyborczych jako pierwsi mogli skorzystać mieszkańcy Holandii i Wielkiej Brytanii, gdzie głosowanie odbyło się już w czwartek, dzień później do urn poszli Irlandczycy, a w sobotę Łotysze, Maltańczycy i Słowacy.

W Czechach głosowanie, które rozpoczęło się w piątek, zakończyło się w sobotę o godz. 14; jest to jedyny kraj w UE, w którym eurowybory rozłożone są na dwa dni.

W niedzielę lokale wyborcze otwarto w pozostałych państwach członkowskich, w tym w Polsce. Najdłużej głosowanie potrwa we Włoszech, gdzie ze swojego prawa wyborczego będzie można skorzystać do godziny 23. Do tego czasu w całej Unii nie będą podawane oficjalne wyniki głosowania nawet z tych krajów, gdzie już policzono głosy, ani cząstkowe z państw, gdzie liczenie będzie trwało w nocy z niedzieli na poniedziałek. Wyborcy dowiedzą się jednak, jakie były rezultaty sondaży exit poll, w tych krajach, w których takie badanie - dość dokładnie pokazujące preferencje faktycznie głosujących - zostanie przeprowadzone.

Wybory europejskie cieszą się generalnie mniejszym zainteresowaniem niż te do parlamentów krajowych, choć frekwencja znacznie różni się w zależności od kraju. W 2014 r. w całej UE wyniosła 43 proc. W Belgii, gdzie głosowanie jest obowiązkowe, była najwyższa i sięgnęła prawie 90 proc.; na Słowacji najniższa – 13 proc. Polska od czasu przystąpienia do UE zajmuje niechlubne trzecie miejsce od końca w tym rankingu - pięć lat temu frekwencja wyniosła 23,8 proc.

Mieszkańcy UE wybiorą 751 europosłów, ale jeśli Wielka Brytania wyjdzie z UE liczba ta spadnie do 705. 46 miejsc zniknie, a 27 zostanie rozdzielonych między 14 państw członkowskich, żeby poprawić proporcje populacji kraju do liczby mandatów, jakie mu przysługują. Polska ma na tym zyskać jednego dodatkowego deputowanego.

Choć rośnie liczba kobiet w Parlamencie Europejskim, na koniec mijającej właśnie kadencji w izbie tej stanowiły 36,5 proc. posłów. Najwięcej pań do PE wysłali Finowie – 77 proc. delegacji tego kraju; najmniej Cypryjczycy i Estończycy - niespełna 17 proc. W przypadku Polski co czwarta osoba sprawująca mandat to kobieta.

Uzyskanie wystarczającej liczby głosów, by być wysłanym do Brukseli i Strasburga nie jest łatwe. Średnio jeden europoseł w 2014 r. potrzebował 240 tys. głosów, jednak i tu sytuacja jest bardzo różna w zależności od państwa członkowskiego. W niemieckojęzycznym regionie Belgii pięć lat temu wystarczyło zaledwie 12 tys. głosów, żeby zostać wybranym, podczas, gdy we Włoszech średnio potrzeba było aż 400 tys. głosów.

W mijającej kadencji PE przyjęto 2134 tekstów, z czego 708 aktów legislacyjnych (dane do grudnia ub.r.). W tym czasie było 255 dni posiedzeń plenarnych i ponad 27 tysięcy głosowań.