Co najmniej 35 osób zginęło, a kilkadziesiąt zostało rannych we wtorek rano w ataku z powietrza w prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii - poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Według źródeł medycznych mógł to być "atak gazowy".

Mająca siedzibę w Londynie organizacja podała, że ataku na miejscowość Chan Szajchun w kontrolowanej przez syryjskich rebeliantów prowincji (muhafazie) Idlib najprawdopodobniej dokonały syryjskie lub rosyjskie samoloty.

W wyniku ataku wiele osób dusiło się - poinformowało Obserwatorium, powołując się na źródła medyczne, które mówią o "ataku trującym gazem". Nie poinformowano, o jaki gaz chodzi.

Syryjski rząd wielokrotnie zaprzeczał, że stosuje tego rodzaju broń.

W styczniu agencja Reutera informowała, że ONZ i Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) po raz pierwszy uznały, iż odpowiedzialność za użycie broni chemicznej w Syrii ponosi prezydent tego kraju Baszar el-Asad i jego brat. Z raportu wynikało, że za serię ataków z użyciem gazów bojowych, do których doszło w latach 2014-2015, odpowiada Asad, jego młodszy brat Maher el-Asad, który dowodzi elitarną 4. Dywizją Pancerną, a także minister obrony, szef wywiadu wojskowego oraz spora grupa wysokiej rangi oficerów, w tym czterech dowódców sił powietrznych.

Przedstawiciel rządu Asada powiedział wówczas Reuterowi, że oskarżenia ekspertów są bezpodstawne.